Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przyrodnicze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przyrodnicze. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 maja 2019

TERRA INSECTA. PLANETA OWADÓW

WSZYSTKIE ROBACZKI DUŻE I MAŁE

Trudno przecenić rolę młodzieżowych książek popularno-naukowych. Bądźmy szczerzy, choć wiedzę zdobywamy głównie w szkole, rzadko kiedy to tam właśnie w młodym człowieku budzi się pasja czy chociażby cień zainteresowania czymkolwiek. Nie wiem, skąd się bierze klątwa podręcznika: czy wynika ona ze zwięzłości stylu, czy ze sztywnej formy, czy po prostu z braku miejsca na ciekawe ujęcie tematu. Nieważne. Chodzi o to, że dopiero literatura popularno-naukowa potrafi naprawdę zainteresować. Wykorzystują to i mądrzy nauczyciele, i mądrzy rodzice. Wiedzą o tym też ciekawi świata młodzi ludzie i z przyjemnością sięgają po pozycje popularyzujące naukę. Ale, uwaga! "Terra insecta" to nie jest książka tylko dla uczniów. To przykład pozycji „dla każdego”, dla czytelników od lat 12 do 112. Byleby tylko nie zatracili chęci poznawania tego, co nas otacza.

„Terra insecta” Anne Sverdrup-Thygeson ma wszystkie zalety dobrej książki popularnonaukowej. Przede wszystkim, pozycja ta napisana  jest ze swadą. Z każdej strony, z każdego zdania, przebija wielkie zaangażowanie autorki. Ona naprawdę kocha owady! I jakoś tak jest, że ten zapał i energia udzielają się czytelnikowi. Autorka zabiera nas w fascynującą i pełną niespodzianek podróż do świata owadów. Okazuje się, że nawet pospolity karaluch może okazać się interesujący, trzeba tylko umieć na niego odpowiednio popatrzeć (zamiast od razu utłuc kapciem).

Książka  Anne Sverdrup-Thygeson to dobrze wyważone połączenie anegdot i konkretnej  wiedzy,  a że owadów na Ziemi jest naprawdę mnóstwo, tak wiele, że aż trudno to sobie wyobrazić - na jednego żyjącego człowieka przypada ponad 200 milionów owadów(!) - to i anegdot nie zabraknie. Zadziwiająca jest różnorodność insektów: od mikroskopijnych, tak małych, że mogą swobodnie usiąść na ustawionym pionowo ludzkim włosie, po prawdziwe giganty o długości powyżej pół metra. A jak dziwacznie są zbudowane! Nigdy nie zgadniecie (a ja nie powiem, żeby nie psuć niespodzianki), gdzie co poniektóre gatunki mają oczy! 

Mimo że książka ma formę przyjacielskiej gawędy, nie ma w niej ani trochę chaosu. Zarówno sposób podawania informacji, jak i ich struktura zostały gruntowanie przemyślane. Zaczynamy od poznania owadów jako takich: jak wyglądają, jak są zbudowane, jak się rozmnażają. Okazuje się, że nawet nazewnictwo owadów kryje w sobie prawdziwe perełki. Kogo nie urzekną nazwy Polemistus chewbacca, Polemistus vaderi czy Polemistus yoda? Z dalszych części dowiadujemy się, jak owady koegzystują z innymi organizmami: roślinami i zwierzętami. Cóż, w przyrodzie najważniejsze jest by nie dać się zjeść i samemu nie być głodnym. Aby osiągnąć ten cel owady stosują najprzeróżniejsze sztuczki. Czasem walczą, czasem oszukują, a czasem współpracują. Zależy, co się komu opłaci.

Bardzo obszernie omówione zostało też zagadnienie wzajemnych relacji owady-ludzie. Choć insekty potrafią być naprawdę dokuczliwe (kto choć raz był pod namiotem na Mazurach, ten wie!), to jednak zawdzięczamy im tyle, że wszystkie dokuczliwości przestają mieć znaczenie. Powiem tylko, że gdyby nie pewien malutki  niczym przecinek komar, tak niepozorny, że nie ma nawet polskiej nazwy, na świecie nie byłoby czekolady. Gdy tylko o tym pomyślę, od razu mniej mnie irytuje uporczywe bzyczenie.

Forma podania informacji jest bardzo przyjazna czytelnikowi. Rozdziały są krótkie, każdy stanowi zamkniętą całość. Dzięki temu książkę można czytać w dowolny sposób: po kolei, albo na wyrywki wybierając te zagadnienia, które nas w danej chwili szczególnie interesują. Jak kto woli.

Autorka wyraźnie ma nadzieję, że koniec lektury „Terra insecta” to nie koniec przygody czytelnika z przeciekawym światem owadów. Ostatni rozdział zatytułowany „Warto przeczytać” to rozbudowana, czternastostronicowa bibliografia, której pozycje uporządkowano według omawianych zagadnień. Teoretycznie ma to pomóc czytelnikowi w znalezieniu interesującej lektury, dotyczącej konkretnego aspektu życia owadów. Teoretycznie, bo niestety, bibliografia zawiera głównie pozycje anglojęzyczne i kilka w językach skandynawskich. Szkoda, że polski wydawca nie pokusił się o dodatek z wykazem literatury w języku ojczystym. Ty chyba jedyna wada tej książki.

Gorąco polecam wszystkim miłośnikom przyrody.

Tytuł: Terra insecta. Planeta owadów
Autor: Anne Sverdrup-Thygeson
Tłumacz: Witold Biliński
Wydawca: Znak Literanova, 2019
Stron: 256
ISBN: 978-83-240-5575-3

sobota, 18 kwietnia 2015

POWRÓT PO PRZERWIE WIELKANOCNEJ

Z PIÓREM WŚRÓD ZWIERZĄT


Okładka polska

Tytuł: Złapcie mi gerezę
Tytuł oryginału: Catch Me Colobus
Autor: Gerald Durrell
Tłumacz: Zofia Zinserling
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2000
Liczba stron: 152
ISBN: 83-7255-600-8

Dawno nic nie pisałam, aż mi trochę wstyd. Złożyło się na to szereg powodów: wielkanocne szaleństwo, wiosenny wyjazd na urlop i… pewne rozczarowanie kolejnymi lekturami. Jakoś tak mam, że znacznie lepiej mi się piszę o książkach, które przypadły mi do gustu niż o czytelniczych rozczarowaniach. Fajniej jest podzielić się radością z udanej lektury niż marudzić niczym moherowa babcia, wyrzekająca na dzisiejszą młodzież. Ale do rzeczy!

Swego czasu pisałam o książce "Moje ptaki, zwierzaki i krewni" Geralda Durrella. Piałam wtedy z zachwytu. Nic więc dziwnego, że gdy w moje ręce trafiła inna pozycja tegoż autora „Złapcie mi gerezę”, natychmiast przystąpiłam do czytania. Niestety, z każdą kolejną stroną mój entuzjazm opadał niczym poziom wody po otwarciu śluzy. Choć książka liczy sobie zaledwie sto pięćdziesiąt stron, męczyłam ją dobre kilka dni. Co z nią jest nie tak? Właściwie wszystko.

Poprzednie książki Durrella (oprócz wspomnianej już „Moje ptaki, zwierzaki i krewni” czytałam także „Moja rodzina i inne zwierzęta”) skrzyły się dowcipem i zachwycały lekkością stylu. Niestety, „Złapcie mi gerezę” nie ma żadnej z zalet poprzedniczek. I chyba wiem dlaczego – można się tego domyślić z treści książki. Durrell opisuje w niej swe perypetie z okresu gdy kierował ogrodem zoologicznym na wyspie Jersey. Lata te nie były czasem radosnego poznawania tajemnic natury lecz czasem ciężkiej walki o przetrwanie. Kolejne opowieści wychodziły spod pióra Durrella nie z powodu potrzeby twórczej lecz z przyczyn czysto ekonomicznych. Potrzebował pieniędzy na utrzymanie prowadzonej przez siebie placówki. Pisał więc, choć nie miała na to ani czasu, ani ochoty, o siłach nie wspominając. To czuć. Zwyczajnie czuć, że książka jest „wymęczona”. Brakuje jakiejś linii przewodniej, wątki prowadzone są chaotycznie, często pozostają niezamknięte lub są zakończone pośpiesznie i byle jak, a dowcipy przypięte na siłę (do tego w wielu przypadkach zwyczajnie nie są śmieszne). 

Mam wrażenie, że autor uległ presji wydawcy, albo własnego, wewnętrznego przekonania, że to co pisze musi być zabawne, bo tego oczekują czytelnicy. A jak tu pisać wesoło o smutnych rzeczach? O niefrasobliwym podejściu ludzi do natury, o gatunkach zagrożonych wyginięciem i tych, które już wyginęły, o okrucieństwie i bezmyślności ludzkiej? Sądzę, że należało albo wybrać inny temat, albo zaryzykować i stworzyć rzecz znacznie poważniejszą. Myślę, że miłośnicy zwierząt – a przecież to głównie oni sięgają po książki Durrella – przyjęliby taką zmianę pozytywnie. Co więcej, taka książka mogłaby być ważnym głosem w dyskusji na temat ochrony przyrody. Tak się jednak nie stało i w rezultacie zamiast smakowitego ciastka mamy czerstwą bułę. 

Szkoda.

środa, 5 lutego 2014

W ŚWIECIE ZWIERZĄT

DO POCZYTANIA PRZY KOMINKU


Tytuł: Moje ptaki, zwierzaki i krewni
Tytuł oryginału: Birds, Beasts and Relatives
Autor: Gerald Durrell
Tłumacz:  Anna Przedpełska-Trzeciakowska
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 1993-01-01
Liczba stron: 322
ISBN: 83-85661-63-8

„Moje ptaki, zwierzaki i krewni” to kontynuacja innej, znakomitej książki Durrella „Moja rodzina i inne zwierzęta”. Dziwnie się czasem układają czytelnicze losy: pierwszą część przeczytałam ponad ćwierć wieku temu, druga trafiła do moich rąk dopiero teraz. Z przyjemnością stwierdzam, że książka dobrze zniosła próbę czasu. Nadal zachwyca humorem, świeżością i autentyzmem. W długie, ciemne i mroźnie zimowe wieczory przenosi nas w pełen słońca, ciepła i radości świat Morza Śródziemnego.
„Moje zwierzaki i krewni” to historia bardzo młodego Anglika Geralda Durella (czyli samego autora), mieszkającego wraz z rodziną na greckiej wyspie Korfu. Naszego bohatera wyróżnia ogromne fascynacja przyrodą. Interesują go głównie zwierzęta: od niepozornych skorupiaków i owadów, po ogromne drapieżniki (udaje mu się nawet na chwilę zaprzyjaźnić z niedźwiedziem). Chłopiec jest bacznym obserwatorem, a swoimi odkryciami dzieli się z czytelnikiem w niezwykle interesujący sposób. Nawet ja – osoba zwykle omijająca wszelkie opisy przyrody – czytałam kolejne opowieści z niesłabnącym zainteresowaniem. „Opowieści”, gdyż książka nie ma wyraźnej linii fabularnej, jest raczej zbiorem urokliwych obrazków z życia słonecznej, spokojnej, greckiej wsi.
Bohater książki „Moje ptaki, zwierzaki i krewni” od początku wzbudził moją sympatię lecz chyba na jeszcze większą sympatię, a wręcz podziw, zasłużyła jego matka – za to, że zaakceptowała szaleństwa syna. Nie każda kobieta zniosłaby spokojnie w swoim domu trzy psy, niezliczone akwaria, terraria, sowę i sekcję zwłok żółwia morskiego na werandzie (no, tego akurat nawet tolerancyjna pani Durrell nie wytrzymała). Gorąco polecam czytelnikom w każdym wieku!

Moja ocena: 8/10


Statystyki, katalog stron www, dobre i ciekawe strony internetowe