wtorek, 19 sierpnia 2014

WITAJCE W ROSJI

 CZTERNAŚCIE NIEZŁYCH TEKSTÓW I JEDEN KNOT



Autor: Dmitrij Głuchowski (pisownia na okładce: Dmitry Glukhovsky)
Tytuł: Witajcie w Rosji
Tytuł oryginału: Рассказы о Родине
Data wydania: 2014-05-26
Wydawca: Insignis
Stron: 352
ISBN: 9788363944469

Zacznę od razu od tego, że nie jestem wielkim fanem ani samego Dmitrija Głuchowskiego, ani wykreowanego przez niego uniwersum Metro. Nie twierdzę, że to seria „Metro” jest zła, raczej nie dla mnie. Co więc sprawiło, że sięgnęłam po zbiór „Witajcie w Rosji”? Właściwie przypadek, a przynajmniej zbieg okoliczności. Kolega, który pożyczył mi swój najnowszy nabytek - wielce naukowe dzieło „Choroba afektywna dwubiegunowa” dorzucił jako bonus zbiorek Głuchowskiego, kupiony ponoć podczas tej samej wizyty w księgarni. „Choroba…” nadal pokrywa się kurzem na półce, za to „Witajcie w Rosji” łyknęłam za jednym zamachem.
Ktoś uważnie czytający ten post, być może zwrócił uwagę na słowo „zbiorek”. Użyłam go nieprzypadkowo, gdyż pozycja jest nieco „nadmuchana” – duże litery, szerokie marginesy, podwójna interlinia, gruby papier plus ilustracje robią objętość, podczas gdy samego teksu starcza na jeden, no, maksimum, dwa wieczory.
Ale, jak mówiła moja nieodżałowana Pani Od Polskiego, wartości dzieła literackiego nie mierzy się sznurkiem. Przejdźmy więc do meritum, czyli do treści. A ta jest bardzo smakowita, aczkolwiek bardzo, ale to bardzo nierówna.
Opowiadania – jak tego można było oczekiwać  po Głuchowskim – są tekstami science fiction. Od mrocznego „Metra” różni je jednak duża dawka humoru, czasami bardziej, czasami mniej subtelnego. Gdzieniegdzie można nawet wyczuć echa starego, dobrego Kira Bułyczowa, gdzie indziej poraża nagromadzenie absurdu. I tu pozwolę sobie na dygresję. Wiem, że w przypadku tytułu najmniej  do powiedzenia ma tłumacz. Zazwyczaj decydują względy marketingowo-różne, lecz w tym przypadku odzierając książkę z oryginalnego tytułu wyrządzono jej sporą krzywdę. Nie wiem, skąd pomysł na „Witajcie w Rosji”, ale nie jest to – przynajmniej w moim odczuciu trafione posunięcie. Oryginalny „Рассказы о Родине” (w dosłownym tłumaczeniu „Opowiadania o Ojczyźnie”) znacznie lepiej oddaje ducha zbioru – jest prześmiewczy, ironiczny, jakby Autor puszczał do czytelnika oko, zapraszając go do wspólnej wyprawy, bardziej groteskowej niż cynicznej.
O czym opowiada Głuchowski? O dziennikarzach – „twórcach rzeczywistości”, o politykach, o rosyjskiej prowincji, o naukowcach, biznesmenach, mass mediach. Opowiada ciekawie i ze swadą.
W skład zbioru weszło szesnaście opowiadań. Jest rzeczą oczywistą, że przy takiej ilości niektóre utwory muszą być lepsze, inne gorsze. Rzecz w tym, by utrzymać je na mniej więcej wyrównanym poziomie. I tu, niestety, Autor i Redakcja polegli na całej linii. Obok opowiadań świetnych i bardzo dobrych mamy też kompletne gnioty. Nie pojmuję, dlaczego obok prześmiesznych tekstów „From Hell”, „Główne wiadomości” i „Utopia”, wyśmienitych „Każdemu według potrzeb” i „Co i po ile”, czy rewelacyjnego „Oni czasami wracają” (mój faworyt) znalazła się żenująco słaba „Teoria panspermii” – tekst literacko beznadziejny z dowcipem na poziomie pryszczatego gimnazjalisty, chichoczącego gdy tylko usłyszy słowo "seks" albo "penis". To konkretne opowiadanie radzę pominąć, nie  tylko by oszczędzić czas, lecz także by nie popsuć sobie pozytywnego wrażanie z lektury całkiem przyzwoitej książki.
Na zakończenie naszła mnie taka refleksja: obie książki, o których wspomniałam na początku - i ta przeczytana, której poświęciłam post, i ta tkwiąca samotnie na półce, traktują w sumie o tym samym - o odmiennym stanie umysłu  i próbie usystematyzowania oraz oswojenia szaleństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyki, katalog stron www, dobre i ciekawe strony internetowe