CZTERNAŚCIE NIEZŁYCH TEKSTÓW I JEDEN KNOT
Autor: Dmitrij Głuchowski (pisownia na okładce: Dmitry Glukhovsky)
Tytuł: Witajcie w Rosji
Tytuł oryginału: Рассказы о Родине
Data wydania: 2014-05-26
Wydawca: Insignis
Stron: 352
ISBN: 9788363944469
Zacznę od razu od tego, że nie
jestem wielkim fanem ani samego Dmitrija Głuchowskiego, ani wykreowanego przez
niego uniwersum Metro. Nie twierdzę, że to seria „Metro” jest zła, raczej nie
dla mnie. Co więc sprawiło, że sięgnęłam po zbiór „Witajcie w Rosji”? Właściwie
przypadek, a przynajmniej zbieg okoliczności. Kolega, który pożyczył mi swój najnowszy
nabytek - wielce naukowe dzieło „Choroba afektywna dwubiegunowa” dorzucił jako
bonus zbiorek Głuchowskiego, kupiony ponoć podczas tej samej wizyty w księgarni. „Choroba…” nadal pokrywa się kurzem na półce, za to „Witajcie w Rosji” łyknęłam za jednym zamachem.
Ktoś uważnie czytający ten post,
być może zwrócił uwagę na słowo „zbiorek”. Użyłam go nieprzypadkowo, gdyż
pozycja jest nieco „nadmuchana” – duże litery, szerokie marginesy, podwójna
interlinia, gruby papier plus ilustracje robią objętość, podczas gdy samego
teksu starcza na jeden, no, maksimum, dwa wieczory.
Ale, jak mówiła moja
nieodżałowana Pani Od Polskiego, wartości dzieła literackiego nie mierzy się
sznurkiem. Przejdźmy więc do meritum, czyli do treści. A ta jest bardzo
smakowita, aczkolwiek bardzo, ale to bardzo nierówna.
Opowiadania – jak tego można było
oczekiwać po Głuchowskim – są tekstami
science fiction. Od mrocznego „Metra” różni je jednak duża dawka humoru,
czasami bardziej, czasami mniej subtelnego. Gdzieniegdzie można nawet wyczuć
echa starego, dobrego Kira Bułyczowa, gdzie indziej poraża nagromadzenie
absurdu. I tu pozwolę sobie na dygresję. Wiem, że w przypadku tytułu
najmniej do powiedzenia ma tłumacz.
Zazwyczaj decydują względy marketingowo-różne, lecz w tym przypadku odzierając
książkę z oryginalnego tytułu wyrządzono jej sporą krzywdę. Nie wiem, skąd
pomysł na „Witajcie w Rosji”, ale nie jest to – przynajmniej w moim odczuciu trafione
posunięcie. Oryginalny „Рассказы о Родине” (w dosłownym tłumaczeniu „Opowiadania
o Ojczyźnie”) znacznie lepiej oddaje ducha zbioru – jest prześmiewczy,
ironiczny, jakby Autor puszczał do czytelnika oko, zapraszając go do wspólnej
wyprawy, bardziej groteskowej niż cynicznej.
O czym opowiada Głuchowski? O dziennikarzach
– „twórcach rzeczywistości”, o politykach, o rosyjskiej prowincji, o naukowcach,
biznesmenach, mass mediach. Opowiada ciekawie i ze swadą.
W skład zbioru weszło szesnaście
opowiadań. Jest rzeczą oczywistą, że przy takiej ilości niektóre utwory muszą
być lepsze, inne gorsze. Rzecz w tym, by utrzymać je na mniej więcej wyrównanym
poziomie. I tu, niestety, Autor i Redakcja polegli na całej linii. Obok
opowiadań świetnych i bardzo dobrych mamy też kompletne gnioty. Nie pojmuję,
dlaczego obok prześmiesznych tekstów „From Hell”, „Główne wiadomości” i „Utopia”,
wyśmienitych „Każdemu według potrzeb” i „Co i po ile”, czy rewelacyjnego „Oni
czasami wracają” (mój faworyt) znalazła się żenująco słaba „Teoria panspermii”
– tekst literacko beznadziejny z dowcipem na poziomie pryszczatego
gimnazjalisty, chichoczącego gdy tylko usłyszy słowo "seks" albo "penis". To konkretne opowiadanie radzę pominąć, nie tylko by oszczędzić czas, lecz także by nie
popsuć sobie pozytywnego wrażanie z lektury całkiem przyzwoitej książki.
Na zakończenie naszła mnie taka refleksja: obie książki, o których wspomniałam na początku - i ta przeczytana, której poświęciłam post, i ta tkwiąca samotnie na półce, traktują w sumie o tym samym - o odmiennym stanie umysłu i próbie usystematyzowania oraz oswojenia szaleństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz