O KATEGORIACH (nie tylko wagowych)
Tytuł: Próba ognia
Autor: Josephine Angelini
Tłumacz: Małgorzata Kaczarowska
Wydawca: Jaguar
Stron: 527
Każdy, kto choć trochę interesuje
się sportem, z pewnością zauważył, że regulamin niektórych dyscyplin próbuje
wyrównywać szanse zawodników. Stąd w podnoszeniu ciężarów czy w boksie podział
na liczne kategorie wagowe (pozwolę sobie na dygresję – uwielbiam słowo
„lekkopółśrednia”). Z drugiej strony są dyscypliny takie jakie jak biegi czy
skok wzwyż, gdzie wszyscy startują razem bez względu na warunki fizyczne. Mamy nawet drugą skrajność – jeździectwo,
gdzie kobiety startują na równi z mężczyznami.
Podobnie jest z recenzjami książek.
Niektórzy próbują stosować kryteria uniwersalne, inni oceniają pozycję w
obrębie szerszych lub węższych kategorii. Przyznam się, że bliżej mi do
drugiego podejścia. Bo jak tu porównać na przykład „Zbrodnie i karę” z takim
„Harrym Potterem”?
Po co ten nieco przydługi wstęp? Ano
po to, bym mogła jasno i wyraźnie powiedzieć „Próba ognia” dość blado wypada w
klasyfikacji ogólnej, ale w swojej kategorii – romanse fantastyczne dla
młodszych nastolatek – prezentuje się wcale nieźle. Co więcej, to co przy zastosowaniu kryteriów
obiektywnych jest wadą, w obrębie tej specyficznej kategorii może być zaletą.
Dziwne? Dziwne! Pozwólcie więc wytłumaczyć mi się z tej jakże pokrętnej logiki.
Zacznijmy od pomysłu, wokół którego
osnuto fabułę. Oto mamy słabowite dziewczę, które po przeniesieniu do
równoległego świata okazuje się władać super mocą. Ależ to już było! Ile razy?
Trudno zliczyć. Gdy jednak zadumać się nad tym przez chwilę, rodzi się
refleksja. Jeśli ten pomysł wykorzystywano z sukcesem tyle razy, to może zwyczajnie
czytelnicy go lubią? Może po prostu jest atrakcyjny? W końcu liczba możliwych
scenariuszy bajki jest skończona i policzalna, nieprawdaż? Dla kogoś kto ma za
sobą setki przeczytanych książek, założenia „Próby ognia” z pewnością trącą
wtórnością. Dla kogoś rozpoczynającego swą przygodę z fantasy będą ciekawe.
Relacje między bohaterami są tak
proste, że już prościej być nie może.
Ona jedna, ich dwóch – jeden dobry, drugi zły i pytanie, którego wybierze oraz
czy dokona słusznego wyboru. Ach, i
jeszcze ten motyw „ja go kocham, a on widzi we mnie tylko kumpla, a gdy już mnie
dostrzeże, to tylko po to, by zdradzić”.
To wszystko już było. Tyle tylko, że o tym wiedzą starzy wyjadacze. Gdy
czytelnik ma naście lat, wszystko jest dla niego nowe i interesujące. A dylemat, który u starszej pani budzi
jedynie uśmieszek politowania, jest taki prawdziwy i ważki. Czymże żyją młodzi
ludzie jeśli nie starymi jak świat rozterkami sercowymi? Aż mi się łza w oku kręci, gdy pomyślę, że
sama kiedyś byłam takim czytelnikiem – niezblazowanym i dziwiącym się światu.
Po nieskomplikowanym świecie chodzą
sobie nieskomplikowane postaci. Główna bohaterka, Lili, jest dość irytującym
nagromadzeniem cnót wszelakich: wegetarianka (woli się zagłodzić nić jeść
mięso), ekolożka (precz z atomem!), współczująca, wrażliwa. Mam cichą nadzieję,
że w kolejnych tomach u panny wystąpi jakaś, bodajże mikroskopijna, wada. Na
drugim planie przewija się cała galeria łatwych do sklasyfikowania postaci: Osoba
Która Jest Zła Bo Została Skrzywdzona w Dzieciństwie, Rozgoryczony
Nieszczęśliwym Zawodem Miłosnym, Szlachetny Gej, Oddany Sprawie Naukowiec,
Knujący Za Plecami. Długo by wymieniać. I znowu, zanim zaczniemy narzekać,
pomyślmy o potencjalnym czytelniku. Młodym. Młodzi tak mają, że widzą świat
czarno-biały. Potrzebują jednoznacznych postaci, wyrazistego podziału, wyraźnych
definicji. Na dostrzeganie odcieni szarości przyjdzie jeszcze czas.
Również fabuła „Próby ognia” nie
jest specjalnie wysublimowana. Prosta, linearna, przedstawiona w taki sposób,
że nawet najbardziej nieuważny czytelnik nie ma szans się pogubić. I znowu, z
jednej strony można zarzucić książce brak subtelności czy wyrafinowania, z
drugiej jednak, gdy przypomnimy sobie o grupie
docelowej, taki zabieg wydaje się całkiem logiczny. Powieść ma wciągnąć,
zaciekawiać, nauczyć że czytanie bywa przyjemne, a nie odstraszać skomplikowaną
formą. Czas na wyrafinowane utwory literackie przyjdzie później. Znacznie
później.
Jedyne czego nie da się
wybronić to pojawiający się miejscami
brak wewnętrznej logiki opowieści. Z
jednej strony autorka co i rusz powtarza, że magia to coś niesamowicie
trudnego, coś, czego trzeba się latami uczyć, a z drugiej strony pozwala swej
bohaterce opanować tę trudną sztukę w ciągu dosłownie kilku chwil. Takich nielogiczności jest w tekście więcej.
Bardzo młody czytelnik pewnie przymknie na nie oko, być może nawet nie zauważy
pochłonięty fabułą, ale trochę to nieładnie ze strony autorki. Takie niedopracowanie szczegółów świadczy o
pewnym braku szacunki dla czytelnika. A może o braku wiary w jego inteligencję?
Wiecie już o jakim typie książki
mówimy? O powieści poskładanej dość sprawnie z wielu kalek. O patchworku, który
choć nie wnosi nic nowego, choć pozszywany ze starych kawałków, składa się w
całkiem przytulną całość.
Warto więc, czy nie warto sięgać po
„Próbę ognia”? Jeśli jesteś nastolatką (albo nastolatkiem o subtelnej duszy z
wyraźnym pierwiastkiem kobiecości) poszukującą lekkiej, rozrywkowej lektury, jeśli chcesz odpocząć czytając coś nieskomplikowanego
i bezpretensjonalnego, wtedy tak – warto.
Nie masz przy tym co liczyć na jakieś szczególnie wyszukane przeżycia
intelektualne, ale zapewnisz sobie kilka godzin odpoczynku. Jeśli natomiast nie zaliczasz się do tej
kategorii, to „Próba ognia” raczej nie jest dla ciebie.