PORA NA ODWYK
Tytuł: Rybak znad Morza Wewnętrznego
Autor: Ursula K. Le Guin
Tłumacz: tłumaczenie zbiorowe
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: październik 2016
Czekałam, czekałam, aż się doczekałam. W końcu dostałam do
ręki „Rybaka znad Morza Wewnętrznego” - trzeci tom dzieł Ursuli K. Le Guin
wydanych niezwykle starannie przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. Grubaśne tomisko to zbiór, w którego skład
zbioru wchodzą: „Wszystkie strony świata”, „Rybak znad Morza Wewnętrznego”,
„Cztery drogi ku przebaczeniu”, „Urodziny Świata” oraz „Opowiadanie Świata”.
Przyznam się szczerze, że tej części wypatrywałam z największą niecierpliwości.
Dwa poprzednie tomy były owszem bardzo ładne, ale zarówno cykl o Ziemiomorzu
jak i haiński mam na półce. Fakt, że książki do nieprzyzwoitości zaczytane,
pożółkłe i z lekka rozsypujące się, ale mam. (Myślę, że mój „Czarnoksiężnik z
Archipelagu” jest starszy niż znaczna część osób czytających te słowa). Zawsze,
gdy mnie najdzie ochota, mogę sięgnąć na półkę i poczytać. Natomiast z
opowiadaniami sprawa nie jest taka prosta. Niby wszystkie, a przynajmniej
większość, czytałam. Kiedyś. Gdzieś. A to w jakiejś antologii, a to w
czasopiśmie, a to w klubówce. Niektórych publikacji nie sposób odnaleźć. I oto
są, wszystkie razem! Lepiej być nie może .
- Jeju, jakie to śliczne! – krzyknęłam gdy udało mi się
wyłuskać „Rybaka znad Morza Wewnętrznego” z grubej warstwy papieru i folii
bąbelkowej. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
I na tym właściwie mogłabym zakończyć, bo co można napisać o
utworach Ursuli K. Le Guin, czego jeszcze nie napisano? Twórczość
niekwestionowanej królowej fantasy i science-fiction analizowali ludzi i
mądrzejsi ode mnie, i bieglej władający piórem, i bardziej po temu
predestynowani. Nie będę więc siliła się na mądre myśli, napiszę jedynie czym
mnie, prostego programistę, uwiodła ta książka i za co kocham Ursulę K. Le
Guin?
Za dobre historie. Chociaż opowiadania są często jedynie pretekstem
do przedstawienia poglądów pisarki lub zadania pytania o coś, co ją nurtuje,
choć często fabuła ma drugorzędne znaczenie, to jednak zawsze, w każdym
opowiadaniu, dostajemy historię najwyższej próby. Owszem, może nie być
galopującej akcji, owszem czasem historia jest prosta tak, jak proste jest
nasze życie codzienne, ale zawsze porusza, zapada w pamięć Przeczytałam w życiu
setki opowiadań. Większości z niech nie pamiętam. Zapomniałam nawet tytuły, ale
historie, które wyszły spod pióra Ursuli K. Le Guin zapadły mi głęboko w pamięć
i na zawsze już tam pozostaną.
Za wyobraźnię – bogatą, a jednocześnie ujętą w ryzy. Światy,
które zrodziły się w wyobraźni Ursuli K. Le Guin są przebogate. Umiejętność autorki
dostrzegania poezji w codzienność – porażająca. Jednak wyobraźnia, kreacja
świata nie jest celem samym w sobie. To, jak wspaniale pisarka potrafi
okiełznać wyobraźnię, podporządkować ją nadrzędnej wizji artystycznej, zadziwia. W jej tekstach nie ma nic zbędnego.
Żadnych bezużytecznych ozdobników. Iluż autorów fantasy wpada w pułapkę i
pozwala by to wyobraźnia rządziła. Iluż zapełnia kolejne strony zupełnie
zbędnymi detalami „bo szkoda, żeby się taki fajny pomysł zmarnował”. U Le Guin
nic takiego nie znajdziemy. Tu każdy detal, każdy najmniejszy nawet, nieistotny
z pozoru szczegół ma do odegrania jakąś rolę. Wyjmij z tekstu jedno zdanie, a
powstanie ziejąca rana.
Za język. Bogaty, wytworny, przepięknie przełożony przez
prawdziwych mistrzów. Wśród tłumaczy mamy takie tuzy jak Lech Jęczmyk, Zofia
Uhrynowska-Hanasz, Paulina Braiter, Maciejka Mazan czy Paweł Lipszyc. Czyż
trzeba coś jeszcze dodawać?
Za uczciwość i szczerość. Gdy młody pisarz tworzy teksty
zaangażowane, nikogo to nie dziwi. Jednak gdy ktoś przez pół wieku pozostaje
wierny swym przekonaniom, nie ulega pokusie „wpisania” się w modne w danej
chwili tendencje, gdy pisze tak, jak mu nakazuje sumienie, to musi budzić
szacunek. Nawet jeśli w jakimś punkcie poglądy pisarki i czytelnika nie są
zbieżne.
Za konsekwencję. Truizmem jest stwierdzenie, że w literaturze,
podobnie jak w innych dziedzinach życia, mody zmieniają się nieustannie. Jednak
Ursula K. Le Guin zawsze pozostaje sobą. Nie poddaje się trendom. Nie znaczy
to, broń Boże!, że jej twórczość jest monotonna. Wręcz przeciwnie i tematyka, i
forma są niezwykle zróżnicowane. Jednak zróżnicowanie to wypływa nie z chęci
podążania za nowinkami, nie z chęci przypodobania się nowym czytelnikom, nie z
pragnienia schlebiania krytykom, a z naturalnego rozwoju twórcy.
Za to, że nie mogę spać. Proza Le Guin intryguje, wciąga,
nie pozostawia obojętnym. Każdy tekst obracamy w umyśle długo po tym jak
odłożymy książkę. Chwilami miałam ochotę przerwać, poczytać coś lżejszego, ale
magia tekstów Le Guin była silniejsza. Sięgałam po kolejne opowiadanie choć
wiedziałam, że znowu długo w nocy nie będę mogła usnąć. A teraz, gdy już
doczytałam do końca czegoś mi brakuje. Efekt odstawieniowy, czy co?