LÓD SOROKINA W TEATRZE NARODOWYM
Tytuł: Lód (Лeд)
Przekład:
Agnieszka Lubomira Piotrowska
Adaptacja, reżyseria,
opracowanie muzyczne: Konstantin Bogomołow
Scenografia: Larisa
Łomakina
Obsada: Wiktoria Gorodeckaja, Anna Grycewicz, Bożena Stachura, Danuta Stenka,Milena Suszyńska, Mariusz Bonaszewski, Dobromir Dymecki, Waldemar Kownacki, Karol Pocheć, Przemysław Stippa, Jerzy Radziwiłowicz, Mateusz Rusin
Czym jest „Lód”? Fantastyką? Alegorią?
Gigantyczną metaforą? Wielopoziomowym szyderstwem? A może wszystkim po trochu?
Oto po setkach tysięcy lat
uśpienia następuje przebudzenie rasy „nadistot”, twórców światów i piewców
kosmicznego ładu. Znają nie tylko język rozumu lecz także, a właściwie przede
wszystkim, język serca. Żyją na wyższym, uduchowionym poziomie, odcinając się
od „maszyn z mięsa”. Siebie nazywają żywymi lub Braćmi Serca, pozostałych –
martwymi lub pustymi. Ich nadrzędnym, jedynym celem, celem któremu
podporządkowują wszystkie swe działania, bez względu na cenę, jest przywrócenie
Pierwotnej Harmonii.
Realizując "Lód" reżyser, Konstatin Bogomołow, zwany przez niektórych "pierwszym skandalistą Rosji", wybrał prostą, wręcz
ascetyczną formę. Przekaz oparł nie na scenografii, nie na rozbudowanej warstwie inscenizacyjnej lecz na subtelnych różnicach w grze aktorów – to dzięki
ich kunsztowi i mistrzowskiej interpretacji ról od pierwszej sceny nie tyle widzimy, co czujemy podział na dwa światy.
„Maszyny z mięsa” recytują swe
teksty beznamiętnie, bez intonacji, wypluwając słowo za słowem niczym automaty, posługują się
rynsztokowym językiem, pełnym przekleństw i wulgaryzmów, ich zachowania są
prostackie, prymitywne i niesmaczne. Ich życie nie jest prawdziwe – rodzą się i
umierają martwi, płodząc podobnych do siebie martwych. Nawet sceny gwałtów i
przemocy są nieprawdziwe – widz nie obserwuje ich, a jedynie czyta opisy wyświetlane
na ogromnym ekranie.
Co innego żywi. Ich gra jest
pełna emocji, subtelnych półtonów, niedomówień i uczuć. Obserwujemy jak z żelazną
konsekwencją, przez dziesięciolecia – od początku ubiegłego wieku, aż po czasy
nam współczesne bez wytchnienia poszukują sobie podobnych, by naprawić błąd
sprzed eonów i przywrócić kosmiczny porządek.
Patrzą Sercem. Mówią Sercem. Czują
Sercem. Czyżby posłańcy miłości? Tylko czemu drogę ku świetlanej przyszłości brukują tysiącami trupów i bezmiarem ludzkiego cierpienia? Czy naprawdę są orędownikami
miłości czy raczej sadystycznymi mordercami? Czy obiecana utopia nie jest jedynie
kolejnym zbrodniczym systemem?
I tak oto znaleźliśmy odpowiedź
na postawione na początku pytanie: czym jest „Lód”. To bezkompromisowe,
szydercze rozliczenie historii XX wieku, wieku totalitaryzmu, wojen i przemocy ukrywających się pod płaszczykiem szczytnych haseł.
Spektakl Teatru Narodowego nie
byłby tym, czym jest, bez wybitnych aktorów. Po samozwańczych „gwiazdach”, którymi
raczą nas na co dzień telewizja i kino, spotkanie z mistrzami sceny to
prawdziwa uczta. Kreacja Danuty Stenki to prawdziwy majstersztyk. Stenka po raz
kolejny udowadnia, że jest jedną z najzdolniejszych i najlepszych (jeśli nie
najlepszą) współczesnych polskich aktorek. Nie ustępuje jej pola Jerzy
Radziwiłłowicz, wcielający się w spektaklu (podobnie jak większość artystów) w
kilka postaci. Łatwość z jaką w ciągu kilku chwil ze zmęczonego życiem, starego
naukowca przeistacza się w prostackiego oficera bezpieki, poraża.
Nie można jednak pominąć faktu,
że „Lód” w reżyserii Konstantin Bogomołowa jest spektaklem niezwykle trudnym w
odbiorze, wymagającym ogromnego skupienia i sporego wyrobienia. Mamy tu do
czynienia nie tyle z adaptacją powieści, co ze zlepkiem wielu, statycznych, czasami
kilkunastominutowych monologów. Aktorzy nie odgrywają wydarzeń lecz opowiadają o
nich. Opowiadają długo – przedstawienie trwa blisko trzy godziny bez przerwy,
co dla wielu osób może być jednak zbyt nużące.
I choć na mnie spektakl wywarł pozytywne wrażenie, nie polecam go osobom źle znoszącym koncentrację przekleństw i nadmierną dosłowność opisów wszelakich czynności fizjologicznych. Mamy ani teściowej na "Lód" w Teatrze Narodowym zdecydowanie bym nie zabrała. Nie wspominając nawet o nieletnich dzieciach.