ŻYCIE PO WALLANDERZE
Tytuł: Wspomnienia brudnego
anioła
Tytuł oryginału: Minnet av en
smutsig ängel
Autor: Hennig Mankell
Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Wydawca: W.A.B
Data wydania: 2014-10-22
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-280-1423-7
Dobrze, od razu się przyznam.
Książkę tę kupiłam przez pomyłkę. Widząc na okładce nazwisko Mankell sprawdziłam
tylko imię autora. Zgadzało się – Henning. Niewiele myśląc wrzuciłam książkę do
koszyka nie zadając sobie nawet trudu przeczytania tekstu umieszczonego na
ostatniej stronie, zwanego coraz częściej z angielska blurbem.
Przygotowana mentalnie na
spotkanie z kolejnym skandynawskim kryminałem raźnie zabrałam się do lektury.
Czytam, czytam, czytam, a im bardziej czytam, tym bardzie żadnego kryminału tam
nie ma. Tak, moi drodzy, „Wspomnienia brudnego anioła” nie są kryminałem, nie
są sensacją, ba!, nie mają nawet najwątlejszego wątku kryminalnego (nie wiem
czemu, ale określenie „wątły wątek” wydaje mi się wielce ucieszne, toteż nie
mam zamiaru z niego rezygnować, nawet jeśli oburzy to miłośników pięknego
stylu).
Jeśli nie kryminał, to co? Czym
są „Wspomnienia brudnego anioła”? Ku memu zdziwieniu książka okazała się
powieścią obyczajową, umiejscowioną w początkach XX wieku. Opowiada o kilku
latach z życia młodej Szwedki, którą los rzucił do miasta Lourenço Marques
położonego w portugalskiej kolonii w Afryce. Dziwnym splotem okoliczności nasza
bohaterka zostaje właścicielką świetnie prosperującego burdelu. Swoją drogą
autor zda się napawać słowem „burdel” i utyka je w tekście wszędzie tam, gdzie
tylko się da – czy ma to sens, czy nie ma. Nie powiem, żeby mnie to jakoś
szczególnie zbulwersowało czy zgorszyło. Nic z tych rzeczy – raczej rozbawiło. Jakbym widziała małego chłopca (w końcu w każdym z nas, aż do śmierci tkwi ukryte małe
dziecko) z lubością powtarzającego „brzydkie słowo”, którego właśnie nauczył
się od starszych kolegów na podwórku.
O czym mówią „Wspomnienia brudnego
anioła”? Najprościej byłoby powiedzieć „o niczym”, w tym znaczeniu, że nie ma
tam żadnej zagadki do rozwiązania, żadnej intrygi, żadnej historii przewodniej. Autor przedstawia nam przygotowaną z ogromnym rozmachem panoramę przełomu XIX i
XX w. Wycieczkę rozpoczynamy w ubogiej szwedzkiej wsi, wraz z bohaterką
trafiamy do domu bogatego kupca, odbywamy podróż statkiem handlowym by w końcu znaleźć
się u wybrzeży Afryki, gdzie zatrzymamy się na dłużej. Konkretnie do końca
powieści.
„Wspomnienia brudnego anioła” trudno
nazwać rzeczą wciągającą. Sądzę, że niejeden czytelnik może nerwowo
przewracać kartki mrucząc pod nosem „kiedy w końcu zacznie coś się dziać?”. Dla
takich osób mam złą wiadomość – „dziać” nie zacznie się nic aż do ostatniej
kropki. Bo nie o „dzianie się” w tej książce chodzi. Opowieść toczy się
nieśpiesznie, niby leniwie rozwijana nić. W tekście nie znajdziemy wyraźnej głównej linii fabularnej, żadnej historii, na której niczym na kręgosłupie osadzone byłyby poszczególne sceny. Dostajemy jedynie obrazki z kolejnych dni z życia burdelmamy, będące tylko pretekstem
do niezwykle realistycznego przedstawienia realiów kolonializmu w jego
największym rozkwicie.
Nasza bohaterka nie bardzo
potrafi odnaleźć swe miejsce, rozdarta między dwoma światami – zbuntowana
przeciwko okrucieństwu białych, obca dla czarnych. Buntuje się przeciw temu co
ją otacza, jest to jednak bunt tyleż rozpaczliwy, co nieskuteczny, nie
przynoszący nikomu nic dobrego.
Powieść Mankella urzeka przede wszystkim
specyficznym, skandynawskim klimatem. Zabawne to, wszak rzecz dzieje się na
Czarnym Lądzie. I tylko szkoda, że momentami zaangażowanie polityczne bierze górę na jakością literacką. Niestety, tu i ówdzie zgrzyta nie pasująca do realistycznej powieści idealizacja, tak jakby pisarz chciał pokazać świat nie takim jakim go widzi, lecz takim jakim by go widzieć pragnął. Być może
wynika to z silnego, osobistego związku Mankella z Afryką. Autor wielokrotnie
podróżował na Czarny Ląd, by w końcu na stałe związać się z teatrem Avenida w stolicy Mozambiku - Maputo. Ale to już całkiem inna historia.