KILKA RAZY CIARKI MNIE PRZESZŁY
Tytuł: W cieniu
Tytuł oryginału: The Silent Wife
Autor: A.S.A Harrison
Tłumaczenie: Dorota Malina
Wydawca: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Data wydania: 2015-01-12
Stron: 350
ISBN: 978-83-240-2657-9
Powieść A.S.A Harrison „W cieniu” to jedna z lepszych książek na jakie natknęłam się ostatnimi czasy. Powiem bombastycznie, że to jedna z tych pozycji, dzięki którym można odzyskać wiarę w istnienie wydawców, którym nie jest wszystko jedno co wypuszczają na rynek i autorów, dla których ważna jest nie tylko wysokość nakładu.
Niech cię, czytelniku, nie zmyli lekko kiczowata okładka, sugerująca coś z pogranicza „Zmierzchu” i „50 twarzy Greya”. Nie daj się zwieść wydrukowanemu wielkimi literami słowu „thriller”. „W cieniu” to przede wszystkim wysmakowana powieść obyczajowa, co najwyżej z elementami thrillera. Nieśpiesznie tocząca się akcja jest podporządkowana nadrzędnemu celowi – dogłębnej, subtelnej analizie rozpadu wieloletniego związku.
Główna para bohaterów, czyli ona – Jodi i on – Todd są ze sobą od dwudziestu lat. Choć większość znajomych, nawet tych bliskich, uważa ich za małżeństwo, w rzeczywistości nigdy nie sformalizowali związku pozostając jedynie "małżeństwem zwyczajowym". Poznajemy ich tuż przed przełomem. On, zapracowany właściciel firmy budowlanej, ma kolejny z wielu romansów, na które partnerka latami przymykała oko. Ona sama przed sobą ukrywa jałowość swej egzystencji, zapełniając dni mnóstwem błahych zajęć: zakupami, spotkaniami z koleżankami, wizytami w SPA. Na pracę poświęca zaledwie kilka godzin przed południem, nie angażując się przy tym nadmiernie.
On, zmęczony rutyną codzienności, szuka ucieczki w drobnych przyjemnościach. Ona zadowolona z istniejącego status quo za wszelką cenę stara się nie dopuścić do zmian. Gdy nagle całe dotychczasowe życie staje na głowie, oboje nie potrafią stawić czoła sytuacji. On w nieskończoność odwleka podjęcie ostatecznej decyzji, ona udaje, że o niczym nie wiem.
Pozornie, w powieści niewiele się dzieje, jednakże gdzieś „podskórnie”, aż kipi od emocji. Obserwujemy subtelne zmiany w zachowaniu i sposobie myślenia bohaterów, kolejne gesty i drobne posunięcia mówią nam o ich psychice więcej, niż zrobiłby wielostronicowy zapis rozmyślań postaci. (Na szczęście tego ostatniego autorka nam oszczędziła). Widzimy jak powoli lecz nieubłaganie miłość i przywiązanie zastępuje nienawiść, jak niezachwiana pewność własnych racji zmienia się w kompletne zagubienie, jak trudno pogodzić się z konsekwencjami własnych wyborów i decyzji, jak trudno przed nawet samym sobą przyznać się do błędu, jak podświadomie winą obarczana jest druga strona
Opowieść poprowadzona jest w narracji trzecioosobowej, lecz co i rusz zmienia się punkt widzenia: historię obserwujemy na przemian to z pozycji Jodi, to z pozycji Todda. Autorka stara się zachować przy tym obiektywność, nie faworyzuje żadnego z bohaterów. Choć ani przez chwilę nie ma wątpliwości, że postępowanie Todda jest naganne, to i Jodi nie jest bez winy. Muszę się przyznać, że kilkakrotnie postawy bohaterów zdenerwowały mnie tak, że miałam ochotę cisnąć książką z okrzykiem „jak można być takim matołem!”, by dopiero po chwili przypomnieć sobie, że przecież wszystko o czym czytam jest jedynie czystą fikcją literacką.
I tak oto doszliśmy do największej zalety „W cieniu” – realizmu. Zwykle, czytając beletrystykę, muszę w większym bądź w mniejszym stopniu odłożyć na bok niewiarę. W tym przypadku było inaczej – bezwarunkowo wierzyłam w każde słowo. Właśnie ten naturalizm sprawia, że powieść jest naprawdę przerażająca. Trudno mnie przestraszyć czymś, w co nie potrafię uwierzyć. Dlatego niezbyt poruszają mnie horror i przekombinowane książki sensacyjne z geniuszem zła w roli czarnego charakteru. Ale „W cieniu” to zupełnie co innego. To wszystko naprawdę mogło się zdarzyć. To mogłoby się dziać nawet gdzieś blisko, tuż za ścianą. Aż mnie kilka razy ciarki przeszły gdy sobie uświadomiłam do czego potrafi zwykłego człowieka doprowadzić rozpacz i desperacja.
Czas spędzony na lekturze minął mi niepostrzeżenie. Sama nie wiem kiedy dotarłam do zakończenia, które wcale nie jest takie oczywiste, jakby się mogło wydawać na podstawie krążących w Internecie opinii. Nieprawdą jest jakoby blurb (Pfuj! Co za obrzydliwe, ale jakże poręczne, słowo) zdradzał wszystko. Nie zdradza lecz raczej „podpuszcza”. Myślisz, czytelniku, że wszystko wiesz? Że wiesz jak skończy się ta historia? Uważaj, bo możesz się zdziwić!
Gorąco polecam!