(NIE)SZCZĘŚLIWA SIÓDEMKA
Tytuł: „Siedem sióstr”
Autor: Lucinda Riley
Tłumacz: Marzenna Rączkowska i Maria Pstrągowska
Wydawca: Albatros 2017
Stron: 544
ISBN: 978-83-7985-943-6
Zdanie rozpoczynające tekst jest niezwykle
ważne. Jest niczym pierwsze wrażenie podczas zawierania nowej znajomości. Często
decyduje o tym, czy ktoś zada sobie trud przeczytania zdania drugiego, a potem
trzeciego. I kolejnych.
Ok. Udało mi się dotrzeć do
miejsca, którego z pewnością nie można nazwać nie tylko pierwszym zdaniem, ale
nawet pierwszym akapitem. Mogę więc już spokojnie napisać tego koszmarka. Książka
autorstwa Lucindy Riley „Siedem sióstr” to pierwsza część siedmiotomowego cyklu
„Siedem sióstr”. Ufff… Mam to już za sobą. A teraz do rzeczy.
Cykl ten, to saga opowiadająca o
losach sióstr poszukujących swych korzeni. Wbrew tytułowi, sióstr jest tak naprawdę
sześć, a do tego nie są właściwie siostrami. To dziewczynki pochodzące z
różnych stron świata, które przygarnął i adoptował tajemniczy milioner – Pa Salt.
Okoliczności jego nagłej, owianej mrokiem tajemnicy śmierci są osią łączącą
poszczególne części cyklu. Wątek ten potraktowano jednak (przynajmniej w
pierwszym tomie) nieco po macoszemu. Ot, kilkanaście stron na początku i kilka
stron na końcu. Jest on niczym kolorowa fuga łączącą ozdobne kafelki – pełni głównie
funkcję dekoracyjną, ale jak na razie za wiele nie wnosi. A szkoda, bo zagadka
Pa Sala bardzo mnie zaintrygowała. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych
tomach dowiemy się czegoś więcej. Cóż, w końcu mamy do czynienia z sagą, a
saga, z definicji, powinna być długa. Albo bardzo długa. Przed nami jeszcze
sporo czytania, pewnie i dla Pa Salta znajdzie się w końcu miejsce.
Saga rodzinna to bardzo pojemny
termin. Może się pod nim kryć wszystko: powieść obyczajowa, historyczna,
społeczna, a nawet kryminalna. Dlatego też biorąc do ręki „Siedem sióstr” nie
wiedziałam na dobrą sprawę, z czym mam do czynienia. Teraz, gdy lekturę mam już
za sobą mogę z całą pewnością stwierdzić, że chodzi o romans. A właściwie dwa
romanse w jednym, bo akcja toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych. Wraz z
losami Mai – najstarszej z siedmiu sióstr, śledzimy równolegle historię jej
prababki Izabeli.
Gdy piszę, że książka jest
romansem, nie jest to zarzut, a jedynie stwierdzenie faktu. Od dawna bronię romansu,
konsekwentnie walczę z pogardliwym traktowaniem tego gatunku i pracowicie
dowodzę, że romans, jak każda inna książka – sensacyjna, obyczajowa,
fantastyczna, kryminalna – może być albo dobra albo zła. Wszystko zależy od
pomysłu oraz warsztatu i talentu
pisarza.
Czy „Siedem sióstr” to romans
dobry? Powieść Lucindy Riley to z pewnością książka nie dla każdego. Jest to pozycja
bardzo klasyczna, przypadnie więc do gustu tym, którzy akceptują reguły i
ograniczenia rządzące gatunkiem. Co się za tym, dość ogólnym, stwierdzeniem kryje?
Po pierwsze, specyficzne
podejście do opisywanych wydarzeń i emocji. Emocje mają być pozytywne Nawet gdy
dzieje się coś smutnego czy wręcz tragicznego. Jak to możliwe? Już śpieszę z
wyjaśnieniami. Wyobraźcie sobie film, bardzo smutny film, w którym umiera nasza
ulubiona bohaterka. Jeśli po wyjściu z kina skomentujemy „jakaż smutna/tragiczna/dołująca
była jej śmierć!” znaczy to, że oglądaliśmy dramat. Jeśli jednak, ze łzą w oku
wychlipiemy „jakżeż pięknie ona umierała!” to znaczy, że trafiliśmy na
melodramat. Łapiecie różnicę? Tak
właśnie jest w „Siedmiu siostrach”. Choć wiele opisanych wydarzeń jest (teoretycznie)
smutne, to przedstawiono je tak, że na myśl nasuwa się raczej określenie „rzewne”
niż „tragiczne”. Jakby bohaterowie
poruszali się w świecie utkanym z waty cukrowej – wszystko wokół ma słodkawy
smak. Nawet cierpienie.
Po drugie, prostota i przewidywalność.
Romans nie jest od tego żeby zadziwiać niespotykanymi pomysłami, bo od tego
mamy fantastykę. Romans nie jest od tego żeby trzymać w napięciu ani zaskakiwać nagłymi zwrotami akcji, bo od tego
mamy sensację. Romans nie jest od tego by dostarczać nam wyrafinowanych
zagadek, bo od tego mamy kryminał. Romans ma wzruszać. Kropka. Jeśli masz dość
pogoni, ucieczek, strzelanin i intryg, jeśli masz ochotę na odrobinę nieco
staromodnych nostalgicznych wzruszeń, to „Siedem sióstr” jest dla ciebie.
Piękny romans potrzebuje pięknej
oprawy niczym obraz ramy. Autorka zadbała więc o to, by akcja toczyła się w
ciekawych, malowniczych i przemawiających do wyobraźni miejscach. Zabiera nas
do tchnącej spokojem Szwajcarii, egzotycznej Brazylii i tętniącego życiem, XIX
wiecznego Paryża. Odbywając wraz z Lucindą Riley podróż w czasie i przestrzeni nie
tylko poznajemy losy stworzonych przez nią bohaterów lecz także stajemy się
świadkami jednego z najbardziej fascynujących przedsięwzięć artystycznych – tworzenia
posągu Cristo, czyli słynnej, górującej nad Rio de Janeiro figury Chrystusa Odkupiciela.
Gdybym miała wskazać jedną, wyraźną
wadę książki, bez wahania wybrałabym język. Jest to język co prawda poprawny,
ale w bardzo specyficzny, szkolny sposób. Owszem, nie znajdziemy tam ani rażących
błędów gramatycznych czy stylistycznych, ani tym bardziej ortograficznych. Zadania
są okrągłe, wypolerowane, ale takie jakieś… nijakie. Jest to język jakim
posługuje się na maturze pracowita prymuska, która brak polotu nadrabia pracowitością
i dokładnością. O ile jeszcze w komentarzu odautorskim taki styl jakoś się
broni, o tyle w dialogach jest naprawdę ciężkostrawny. Żadnego zróżnicowania
językowego, żadnych emocji, jakby bohaterowie odczytywali swe kwestie z kartki.
W pierwszym odruchu chciałam
skrytykować tłumaczki, ale coś mnie tknęło i zerknęłam do oryginału, a
właściwie tylko do drobnego fragmentu udostępnionego bezpłatnie w formie „przynęty”.
Wygląda na to (o ile mogę osądzać na podstawie niewielkiego urywka tekstu), że praca translatorska została wykonana poprawnie. Po
prostu autorka ma taki styl.
Dodam jeszcze, że choć mamy do
czynienia z książką otwierającą cykl, to jest ona w zasadzie zamkniętą
całością. Jeśli ktoś waha się – czytać czy nie czytać, uważam, że może
zaryzykować. Jeżeli powieść nie go porwie, może spokojnie zakończyć przygodę po
pierwszym tomie. A jeśli historia zainteresuje go, to cóż – nie pozostanie nic
innego jak cierpliwie czekać na kolejne tomy.