WOJNA TO NIE TYLKO BITWY
Tytuł: Wojna Winstona
Tytuł oryginału: Winston's WarAutor: Michael Dobbs
Tłumacz: Anna Gralak
Wydawca: Znak Literanova
Data wydania: 2017-02-01
ISBN: 978-83-2403-732-2
Stron: 560
„Wojna Winstona” trafiła do mojej biblioteczki już jakiś czas temu, jednak chwilkę to trwało zanim w końcu zabrałam się za pisanie opinii. Dlaczego? Bo książkę trzeba najpierw przeczytać (choć wiem, że trafiają się tacy recenzenci od siedmiu boleści, którzy wcale nie uważają tego etapu za konieczny), a powieść Dobbsa nie jest pozycją lekką. Ponad 500 stron (dość drobnym drukiem) tekstu ciekawego, ale zdecydowanie ciężkiego. Tej książki nie da się czytać szybko, należy jej poświecić sporo czasu, ale, na szczęście, nie jest to czas stracony.
Akcja „Wojny Winstona” toczy się między 1 października 1938 a 10 maja 1940. Główną
linię fabularną osnuto wokół konfliktu i walki o przywództwo między premierem Nevillem
Chamberlainem a Winstonem Churchillem. Z
mojego, subiektywnego, punktu widzenia trudno o ciekawszy temat. W historii
zawsze dużo bardziej od działań militarnych interesowało mnie to, co je
poprzedzało – konflikty, negocjacje, traktaty. Od tego co się stało znacznie ciekawsze wydaje mi się dlaczego stało się tak a nie
inaczej. Zdecydowanie bardziej od przebiegu bitwy interesuje mnie, dlaczego do niej w ogóle doszło. A czy myśleliście
kiedyś o bitwach, które się nie
odbyły, albo o wojnach, które nie wybuchły? „Wojna Winstona” o tym
właśnie opowiada. O wielkiej dyplomacji i jej kulisach, o negocjacjach i
przepychankach, o układach i zależnościach z pozoru drobnych, a jednak
wpływających na losy całych narodów, o tym, że w polityce czyjś sukces zawsze
jest jednocześnie czyjąś klęską. Takie ukryte rozgrywki zawsze mnie intrygowały. Nic więc dziwnego, że
książka Dobbsa wciągnęła mnie od samego początku.
„Wojna Winstona” to kawał rzetelnej, dobrze osadzonej w
realiach historycznych prozy. Autor oparł się na ogólnie znanych faktach i
zweryfikowanych informacjach. Nie szczędzi nam przy tym licznych, mocno
rozbudowanych detali, co z pewnością
jest dużą zaletą z punktu widzenia poznawczego.
Oczywiście, powieść to nie podręcznik, ale dobrze jest gdy zawiera
rzetelną wiedzę. Pod tym względem Dobbs
spisał się świetnie, aż chce się powiedzieć, że za dobrze, bo trochę brakowało
mi anegdot i ploteczek. Niechby nawet troszkę naciąganych – wszak literatura
piękna ma służyć nie tylko nauce, ale i rozrywce.
I tak oto dochodzimy do małego kłopociku, z którym borykają
się autorzy powieści historycznych. Trudno jest zaskoczyć czymś czytelnika i jednocześnie
zachować wierność faktom. Szczególnie gdy pisze się o ludziach i wydarzeniach powszechnie
znanych. Czym niby miał mnie Dobbs zadziwić? Z góry wiedziałam, że Hitler
zajmie Czechosłowację. Atak na Polskę też mnie nie zaskoczył. Ani wojna zimowa.
Nawet pociąg Churchilla do alkoholu nie wzbudził mojego zdumienia J
Cóż ma począć biedny pisarz w takiej sytuacji? Albo złożyć ofiarę
z prawdy na ołtarzu atrakcyjności, albo wprowadzić postaci fikcyjne. Dobbs poszedł
tą drugą drogą. Zgrabnie żongluje fikcją i faktami. Wydarzenia historyczne
przeplatają się z opowieścią stworzoną w wyobraźni autora. Co ciekawe, proporcje zmieniają się. Raz przeważa
fantazja, raz prawda. Ma to istotny wpływ na tempo akcji. Tam, gdzie autor i
jego kreatywność mają wolną rękę wydarzenia toczą się wartko, tam gdzie na scenę wkracza
prawdziwa historia tempo wyraźnie spada.
Rezultatem tego zabiegu jest przyjemna mieszanka. Powstała
historia wielowątkowa. Opowieść o ludziach i wydarzeniach pozornie ze sobą nie
powiązanych , których historie jednak w końcu ładnie się łączą.
A jaki jest główny bohater? Jaki jest Churchill? Właściwie
trudno powiedzieć, bo choć niewątpliwie jest postacią centralną, to –
paradoksalnie – dość rzadko pojawia się na kartach książki. Znacznie częściej spotykamy
Chamberlaina, Burgessa, czy liczni bohaterowi drugoplanowi. Winston jest tym, o
którym wszyscy mówią (lub piszą) lecz sam dość oszczędnie pojawia się na
scenie. Trochę mi go brakuje. Szczerze mówiąc
wolałabym więcej Churchilla w Churchillu.
Chociaż może tak jest lepiej? Mam wrażenie, że postaci
historyczne wyszły Dobbsowi słabiej niż fikcyjne. Zarówno Chamberlain jak i
Churchill są nieco schematyczni. Być może autor bał się zaryzykować i wyjść
poza utarte schematy, a może po prostu sympatie polityczne przeważyły nad duchem
twórczym? Tak czy siak, choć książka traktuje o Churchillu moją ulubioną
postacią stał się bohater drugoplanowy (aczkolwiek
ważny), Mac – fryzjer męski. Ciekawe,
kogo polubią inni czytelnicy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz