CHCECIE BAJKI? OTO BAJKA!
Tytuł:„Gen atlantydzki”
Autor: A.G. Riddle
Tłumacz: Zuzanna Byczek
Wydawca: Jaguar 2015
Stron: 560
|
Tytuł: „Atlantydzka zaraza”
Autor: A.G. Riddle
Tłumacz: Stanisław Kroszczyński
Wydawca: Jaguar 2016
Stron: 510
|
Moje pierwsze spotkanie z „Genem
atlantydzkim” A.G. Riddle’a nieomal zakończyło się depresją. Poczułam
się stara, zmęczona życiem i w ogóle nie z tej epoki. A wszystko to za
sprawa kompozycji jakby rodem zaczerpniętej z psychodelicznego
teledysku. Tekst wygląda jak zbiór fragmentów wyjętych z niszczarki
i posklejanych w całość w dość arbitralnym porządku. Autor bez ładu
i składu rzuca nas z miejsca na miejsce, z wątku do wątku, od postaci
do postaci. Doprawdy trudno się w tym chaosie połapać. Być może taka
właśnie estetyka przemawia do młodego pokolenia wychowanego
na reklamach, klipach i SMS-ach, ale dla mojego uwarunkowanego klasyką
umysłu to za duże wyzwanie.
Na szczęście z czasem z chaosu wyłania się myśl przewodnia, a poszarpane wątki zaczynają łączyć się w spójną całość.
Gdy już zorientowałam się, kto jest kim, zrobiło się nawet ciekawie. Akcja zaczęła toczyć się wartko.
A. G. Riddle to niewątpliwie pisarz obdarzony ogromną wyobraźnią.
Na co jak na co, ale na brak pomysłów nie może narzekać. Czego tu nie
ma! Jest i sensacja, i thriller, i przygoda, i science ficion i teorie
spiskowe. Jest nawet nieśmiało zarysowany wątek romansowy. I jest też,
oczywiście, obiecana w tytule Atlantyda. Gdybyż jeszcze autor umiał
jakoś zapanować nad całym tym inwentarzem! Gdyby ktoś uświadomił mu,
że czasem mniej znaczy więcej (nie tylko w damskiej modzie). Bo
w całym tym bigosie brakuje chyba tylko wikingów.
Bigos – jak to bigos. Początkowo wchodzi
dobrze, ale w nadmiarze powoduje przeróżne sensacje trawienne. Podobnie
książka Riddle’a zaczyna nużyć. Wraz z biegiem akcji autorowi coraz
trudniej posklejać fragmenty w sensowną całość. Klei więc na ślinę,
po macoszemu traktując logikę i zdrowy rozsądek. To częsta przypadłość
początkujących autorów: boją się, że tekst jest zbyt prosty i z wielkim
samozaparciem zaczynają go coraz bardziej udziwniać i komplikować,
dorzucając do barszczu kolejne grzybki. (Oj, coś mam dzisiaj fazę
na kulinarne porównania!)
Na zakończenie pierwszego tomu autor
serwuje czytelnikom „twist” w stylu serialu dla kucharek, gdzie główna
bohaterka okazuje się zagubionym nieślubnym dzieckiem trzeciego męża
swojej siostry i czwartej córki ciotecznej babki po kądzieli. Albo jakoś
tak.
„Gen atlantydzki” rozpoczyna trylogię
Zagadka pochodzenia. Drugi tom, „Atlantydzka zaraza”, niewiele różni
się od pierwszego. Właściwie ma wszystkie jego plusy i minusy. Z tą może
tylko różnicą, że całość jest jeszcze mniej prawdopodobna i coraz
bardziej zbacza w stronę fantastyki katastroficznej. Na świecie szerzy
się pandemia tytułowej atlantydzkiej zarazy, a ludzkości grozi zagłada.
Łapiecie klimat?
Jeśli jest tak źle, jak napisałam,
to jakim cudem trylogia Zagadka pochodzenia odniosła ogromny sukces
wydawniczy? Wszak, jeśli wierzyć notce na ostatniej stronie okładki
(a nie mam powodów, by jej nie wierzyć), książkę przetłumaczono
na dwadzieścia języków.
Myślę, że odpowiedź tkwi w zderzeniu moich subiektywnych oczekiwań
z rzeczywistością. Sięgając po thriller, spodziewam się wiarygodnej
historii. Oczywiście autor może, a wręcz musi, uatrakcyjniać opowieść,
wprowadzając do niej elementy zaskakujące. Musi przy tym jednak dbać
o spójność opowieści, a już pod żadnym pozorem nie może brać rozwodu
z logiką. Tymczasem mocno naciągana opowieść Riddle’a wymaga
od czytelnika bardzo dużej dozy dobrej woli (nie mam) albo umiejętności
całkowitego zawieszenia niewiary i wyrzeczenia się sceptycyzmu (nie
potrafię). Jeśli ktoś szuka niewymagającej wysiłku intelektualnego
bajki, jeśli potrzebuje zwyczajnie oczyścić umysł bezrefleksyjną
lekturą, seria Zagadka pochodzenia z pewnością spełni jego oczekiwania.
Widocznie w naszych zabieganych czasach sporo osób potrzebuje takiej
formy relaksu, i stąd popularność cyklu. Nie widzę w tym nic zdrożnego,
jednak osobiście gustuję w innego rodzaju literaturze.
PS. Wśród wielu niewyjaśnionych tajemnic, które być może wyjaśni tom
trzeci, jest zagadka imienia (imion?) autora. Nigdzie nie udało mi się
znaleźć odpowiedzi na pytanie, od czego pochodzi skrót A.G. Prawdę
mówiąc, podczas lektury dwóch pierwszych tomów trylogii to pytanie
zaciekawiło mnie najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz