NIEŁATWE JEST ŻYCIE GANGSTERA
Tytuł: „Mój ojciec Pablo Escobar”
Autor: Juan Pablo Escobra
Tłumacz: Magdalena Olejnik
Wydawca: Znak i S-ka 2017
Stron: 492
ISBN: 978-83-5676-79-5
Do biografii pisanych przez członków
rodzin sławnych ludzi, podobnie jak do autobiografii,
zwykle podchodzę z niejaką ostrożnością. Autorzy mają skłonność do popadania w
skrajności: albo lukrują opowieść takim stekiem pochlebstw, że czytelnikowi aż się
na mdłości zbiera, albo wręcz przeciwnie, na siłę szukają skandali, skandalików
i sensacji. Zdecydowanie wolę prace przygotowane przez niezależnych badaczy,
którym łatwiej zdobyć się na obiektywizm. Ku memu, jakże miłemu, zaskoczeniu,
Juan Pablo Escobar nie wpadł w pułapkę subiektywizmu i napisał interesującą,
wartą uwagi książkę o swoim ojcu, (nie)sławnym Pablo Escobarze.
Czy o własnych rodzicach można
pisać obiektywnie? To z pewnością trudne. A gdy ojcem jest postać tak barwna
jak Pablo Emilio Escobar Gaviria, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Pamiętajmy,
że w chwili śmierci ojca Juan był nastolatkiem. O wielu rzeczach nie wiedział,
inne – jakby nie były okropne – uważał za normalne, bo po prostu nie znał
innego życia. Poza tym, jak każde dziecko, nawet gdy zaczął dostrzegać wady ojca,
nie przestał go kochać. Myślę, że każdy na jego miejscu przeżywałby podobny konflikt
serca i rozumu.
Autor postanowił wybrnąć z
sytuacji stawiając na szczerość i taktyka ta sprawdziła się w stu procentach. Co
więcej, szczerość sprawia, że niedostatki tekstu niepostrzeżenie zamieniają się
w zalety.
Jedną z takich wad-zalet jest
styl powieści. Język jest bardzo prosty, wręcz lapidarny, a styl mocno chaotyczny,
bałaganiarski, miejscami wręcz nieporadny. Jeden z rozdziałów - „Kaprysy” bardziej
przypomina wstępny szkic niż ukończony fragment książki. W powieści, a nawet w
książce popularno-naukowej, raziłoby to niemiłosiernie, natomiast tutaj nadaje
opowieści niepowtarzalny charakter. Powiem więcej, ta zgrzebność dodaje książce
autentyzmu. Czytając mam pewność, że tekst nie wyszedł spod pióra „ghost writera”. Juan Pablo miał do
opowiedzenia historię o tym co widział i co przeżył. Przekazał wydarzenia tak
jak umiał i jak zapamiętał.
Dość zaskakujący jest dobór
faktów. Wypadki, którymi żył świat, mieszają się z nieistotnymi wspomnieniami
dziecka. Muszę się przyznać, że te ostatnie sprawiły mi ogromną frajdę. W
końcu, historię narcos może opisać każdy badacz. Pewnie zrobiłby to rzetelniej i
bardziej szczegółowo, ale o drobiazgach z życia Escobara – jego nawykach,
drobnych słabościach i natręctwach - możemy dowiedzieć się wyłącznie od bliskich
narkotykowego barona. Ot, takie mało znaczące ciekawostki, które z pewnością
niewiele wnoszą do historii świata, ale są po prostu zajmujące. (Szczególnej
uwadze polecam anegdotkę o czarnych papugach).
Niezwykle interesujące są też
opisy stosunków panujących wśród krewnych Escobara. W zbiorowej świadomości
funkcjonuje, ukształtowany głównie przez literaturę i film, obraz solidarnej,
trzymającej się razem rodziny mafijnej. „Mój ojciec Pablo Escobar” rozwiewa te
złudzenia. Wedle słów Juana Pabla, wujkowie i ciotki okazali się równie groźni
jak członkowie wrogich klanów. A wszystkich bije na głowę babcia Hermilda. Gdy
o niej poczytałam, wszyscy moi niezbyt lubiani krewni (wszak każdy ma jakiegoś
kuzyna, za którym niespecjalnie przepada) wydali mi się od razu znacznie milsi.
Jeśli w stylu Escobara coś razi,
to nie prostota lecz nieco nadmierna egzaltacja. Autor na każdym kroku, do
znudzenia, stara się odciąć od kryminalnej przeszłości ojca i podkreśla, jak
kocha swoje nowe, uczciwe życie. Choć, z drugiej strony, można to zrozumieć. Z
książki wynika, że często oskarżano zarówno jego jak i matkę o korzystanie z
fortuny ojca oraz o propagowanie stylu życia narcos. A jak wiadomo, kto się gorącym sparzył, ten na zimne
dmucha.
Poważniejsze zastrzeżenia budzi natomiast
jakość polskiego wydania. W tłumaczeniu znalazłam kilka naprawdę żenujących
błędów merytorycznych, wynikających wyłącznie z nieprawidłowości w przekładzie
lub redakcji. Żeby nie być gołosłowną podam przykład. Oto na stronie 305, w
opisie wydarzeń z 25 stycznia 1988 roku czytamy „…Hoyosa zabił ,Pininę’, oddając do niego jedenaście strzałów.” Natomiast
na stronie 326 mamy „…14 czerwca ojcu
zadano poważny cios – policja zabiła ,Pininę’, szefa militarnego organizacji”.
Jeśli dorzucimy do tego fakt, że prokurator Carlos Mario Hoyos zginął 25
stycznia 1988 z rąk ludzi Escobara staja się jasne, że to nie Hoyos zabił „Pininę”
tylko… „Pinina” zabił Hoyosa. Nie chcę się czepiać, ale to dość poważna różnica.
„Mój ojciec Pablo Escobar”, choć
rzecz napisano bardzo rzetelnie, jest mimo wszystko pozycją, której bliżej do
literatury plotkarskiej, niż do poważnej analizy fenomenu kolumbijskich narcos.
Na kartach książki nie znajdziesz zbyt wielu szczegółów funkcjonowania kartelu
z Medellin, bo niby skąd miałby je znać kilkunastoletni chłopak. Dowiesz się za
to wiele o człowieku, który wypowiedział wojnę całemu państwu. Takiej wiedzy
nie znajdziesz w żadnym podręczniku. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz