JAK ZASZKODZIĆ DOBREJ KSIĄŻCE
Tytuł: „Kartagina”
Autor: Joyce Carol Oates
Tłumacz: Katarzyna Karłowska
Wydawca: Rebis 2017
Stron: 452
Na wstępie powiem wprost: „Kartagina” pióra Joyce Carol Oates to powieść dobra, a wręcz wyśmienita. Skąd ta bezpośredniość? Ano stąd, że zamierzam sobie nieco ponarzekać na początku. Nie będzie to jednakże narzekanie na książkę, bo o niej za chwilę. Najpierw zajmę się moją idée fixe. Uparcie powtarzałam, powtarzam i powtarzać będę – znaczna część blurbów zamiast służyć książce, szkodzi jej. Nie twierdzę, że notki na ostatniej stronie kłamią. Co to, to nie. Ale mocno naciągają rzeczywistość, obiecując zupełnie co innego, niż jest w środku. Efekt? Znaczna część czytelników czuje się rozczarowana nie dlatego, że dostali złą powieść, a jedynie dlatego, że otrzymali nie to, na co mieli ochotę. Z drugiej strony ci, którym książka mogłaby przypaść do gustu, wcale po nią nie sięgną, bo opis nie wzbudzi w nich entuzjazmu. Pozycja trafia nie do tych czytelników, do których powinna, i w świat idzie plotka, że rzecz jest kiepska. Plotka tyleż fałszywa, co niesprawiedliwa.
Oto, co możemy przeczytać na ostatniej stronie okładki „Kartaginy”:
[…] ginie bez śladu Cressida Mayfield, wyobcowana nastolatka, odstająca od swojej powszechnie szanowanej rodziny. Policja i ojciec Cressidy podejrzewają, że za jej zniknięciem stoi bohater wojny w Iraku, Brett Kincaid, były narzeczony starszej z sióstr Mayfield, pięknej i „grzecznej” Juliet, w którego towarzystwie widziano dziewczynę po raz ostatni. Brett twierdzi jednak, że niczego nie pamięta, ale to dopiero początek łańcucha zdarzeń tej mistrzowskiej opowieści z suspensem, porywającej i jednocześnie przemawiającej do wyobraźni współczesnego czytelnika.
Czego byście się spodziewali po takim opisie? Kryminału? Sensacji? Thrillera? Nic z tych rzeczy! „Kartagina” to ciężka proza psychologiczna. Intrygująca, niepokojąca, wciągająca, ale nie ze względu na fabułę – ciekawą, ale nieprzesadnie rozbudowaną – a ze względu na dogłębną, drobiazgową analizę psychologiczną.
Zwykła amerykańska rodzina, w zwykłym amerykańskim miasteczku. Dwie siostry: ta ładna i ta inteligentna. Ta „grzeczna” i ta psychotyczna. Rodzice. Narzeczony. Nagle pewnego dnia wszyscy stają w obliczu tragedii, dramatu, który zmienia wszystko. Nic już nie będzie takie samo.
O ile fabuła jest dość przewidywalna, o tyle zaskakujący jest kierunek, w którym podążają rozważania autorki. Oates stawia swoich bohaterów w nietypowych, ekstremalnych sytuacjach. Zmusza ich do balansowania na krawędzi wytrzymałości emocjonalnej. Nie chodzi tu jednak o zaskakiwanie czytelnika ostrą akcją, a jedynie o stworzenie wyrazistej sytuacji. W skrajnych okolicznościach ludzie zazwyczaj radykalizują swe postawy. Posuwają się do rzeczy, których sami po sobie nigdy by się nie spodziewali. Autorka bierze pod lupę wykreowane w ten sposób skrajne zachowania. Wykonuje przy tym karkołomne wolty. Gdy już wydaje nam się, że wiemy, o czym jest książka, rozważania niespodziewanie podążają w zupełnie inną stronę, by za chwilę znowu zmienić kierunek. Wątki to rozbiegają się, to łączą. Historia o postawach ludzkich w obliczu tragedii nieoczekiwanie przechodzi w opowieść o poczuciu winy, o próbie zrozumienia samego siebie, by w końcu stać się przypowieścią o przebaczeniu.
Analiza psychologiczna to niejedyna rzecz, która interesuje Joyce Carol Oates. Jej „Kartagina” to powieść silnie zaangażowana. Tyleż samo miejsca, co bohaterom, autorka poświęca zjawiskom społecznym: konsekwencjom zaangażowania Stanów Zjednoczonych w kolejne akcje militarne, niewydolności systemu penitencjarnego, nieprawidłowościom w opiece społecznej. Nie boi się też mówić o rzeczach trudnych, takich jak kara śmierci czy stosunki panujące w armii. Nie ze wszystkimi poglądami pisarki się zgadzam, nie mogę też powiedzieć, że pod wpływem lektury moje przekonania uległy radykalnej zmianie, ale książka niewątpliwie skłoniła mnie do przemyśleń i refleksji. A to już dużo.
Tym, co zwróciło moją uwagę, jest niewątpliwie język powieści, świetnie oddający stan emocjonalny bohaterów. Nerwowe, sprawiające wrażenie „postrzępionych” frazy, krótkie, często jednozdaniowe akapity, liczne (celowe!) powtórzenia wspaniale podkreślają napiętą atmosferę i powracające co i rusz koszmary.
Tyle widać na pierwszym planie. Warto także wspomnieć o tym, co ukryte w tle – o licznych zabawach erudycyjnych. W tekście „Kartaginy” ukryto mnóstwo odwołań do kanonu kulturowego – od kultury antycznej po klasykę literatury (nie tylko anglojęzycznej ). Bardzo smakowite.
Rozważania o książce Carol Oates rozpoczęłam od dygresji i dygresją zakończę. Co i rusz w Internecie pojawiają się mniej lub bardziej poważne dyskusje o obiektywizmie recenzji. „Kartagina” jest książką, której mój subiektywny odbiór i obiektywna ocena (na ile ktokolwiek jest w stanie być w pełni obiektywnym) różnią się niczym dzień i noc. Główna postać wkurzała mnie niepomiernie. Wiem, że wyłazi ze mnie zrzędliwa baba, ale nie jestem w stanie zdobyć się na współczucie dla jednostek niestabilnych emocjonalnie. Co i rusz miałam ochotę krzyknąć „Kobieto, weź się w garść, nie wiesz, co to są prawdziwe problemy!”. Znielubiłam bohaterkę do tego stopnia, że gdyby nie obowiązek napisania recenzji, pewnie bym nie doczytała do końca. Subiektywnie więc mogłabym powieść określić jako irytującą i niesprawiającą przyjemności podczas czytania. Obiektywnie natomiast muszę napisać coś zupełnie przeciwnego – Oates stworzyła postaci intrygujące, przemawiające do wyobraźni, budzące głębokie emocje. Toż to mistrzostwo pióra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz