MAŁY ZGRZYT
Tytuł oryginału: Innocent Traitor: A Novel of Lady Jane Grey
Autor: Alison Weir
Tłumacz: Adam Tuz
Wydawca: Astra (Kraków)
Data wydania: 2013-10-23
Liczba stron: 404
ISBN: 978-83-89981-63-7
Osoby zaglądające do mojego bloga z pewnością zauważyły, że mam słabość do powieści historycznych, a szczególnie do tych, które osadzone są w realiach tudorowskiej Anglii. Jednocześnie, nieco paradoksalnie, nie lubię, a wręcz nie znoszę opowieści militarnych. Swego czasu zasłynęłam z tego, że czytając „Wojnę i pokój” pominęłam cały opis bitwy pod Borodino co , oczywiście, zostało przez nauczyciela bez trudu wykryte i „nagrodzone” adekwatną oceną. Jeśli więc nie wojna, to co pociąga mnie w powieściach historycznych? Z pewnością tło obyczajowe, lecz nade wszystko wielka polityka. Wszelkie intrygi, spiski, knowania, to rzeczy, o których czytam z wypiekami na twarzy. Być może dlatego, że sama spiskować nie potrafię. Bynajmniej nie z powodu nadmiernie rozbuchanej moralności, a z braku sprytu. Spiskowiec ze mnie jak z koziego ogona patefon.
„Lady Jane. Niewinna zdrajczyni” pióra Alison Weir to powieść o polityce. A
nawet o Polityce – takiej przez duże „P”.
Główna bohaterka, Lady Jane Grey, córka wiecznie intrygującego ojca i dążącej
bezwzględnie do celu matki, od chwili narodzin (a właściwie jeszcze w łonie
rodzicielki) była bezwolnym pionkiem w rozgrywkach możnych tego świata. Owszem, zdarzały się chwile, gdy próbowała się buntować, tyleż desperacko, co nieskutecznie.
Losy „dziewięciodniowej królowej” – bo Jane zasiadała na tronie
zaledwie dziewięć dni, choć fascynujące i tragiczne zarazem, są nieco mniej znanym epizodem z jakże
burzliwych dziejów Anglii Tudorów. Cóż, zarówno w literaturze, jak i filmie czy
teatrze, przyćmiły je inne, spektakularne wydarzenia: liczne małżeństwa Henryka
VIII i słynny konflikt między Elżbietą I
a Marią Stuart. Z jednej strony szkoda,
a z drugiej nieco mnie to cieszy, gdyż temat jako mniej wyeksploatowany budzi
większe zainteresowanie.
Powieść „Lady Jane. Niewinna zdrajczyni” ma narrację wielogłosową. Historię
opowiadają na przemian rodzice naszej bohaterki, jej ukochana niania, królowa
Katarzyna Parr, lord Dudley i, oczywiście, sama Jane. Zabieg ten uważam za
wyśmienity. W przypadku tak skomplikowanej sieci intryg, wzajemnych powiązań i
zależności bardzo interesujące jest spoglądanie na przebieg wydarzeń z różnych
punktów widzenia. Sprzeczne interesy, odmienne motywacje, zróżnicowane przekonania, tworzą wielowymiarowy, niejednoznaczny obraz ludzi i epoki. Obraz wielce
ciekawy
Tak jak wspominałam, opowieść snuje na przemian kilka osób.
Aby zwiększyć dramatyzm sytuacji i nadać wypowiedziom poszczególnych osób
bardziej emocjonalny charakter, autorka stosuje wyłącznie czas
teraźniejszy. Tutaj jednak pojawia się
mały zgrzyt – w moim odczuciu kompletnie rozkładający postać głównej bohaterki. Jane
w wydaniu Alison Weir jest kompletnie niewiarygodna. Autorka nie poradziła
sobie z kreacją postaci dziecka, nie
wspominając już o tym, że Jane powinna jakoś ewoluować intelektualnie, winien
też jakoś ewoluować jej język. Rozumiem,
że Jane Gray mogła być dzieckiem nad wiek rozwiniętym, nad wiek poważnym, nad
wiek dojrzałym, ale mimo wszystko była dzieckiem. Na początku bardzo małym
dzieckiem. Znaczna część powieści rozgrywa się w okresie gdy Jane ma pięć-sześć
lat. Czytając fragmenty pisane w imieniu Jane musiałam kilkakrotnie cofać się,
by sprawdzić który to mamy rok, bo zarówno język i jak i treść wypowiedzi
sugerowały osobę dorosłą, a nie kilkulatkę. Gdyby autorka zdecydowała się na
czas przeszły zgrzytu by nie było. Zabieg ten można było bez trudu wprowadzić,
tym bardziej, że cały historia zaczyna się prologiem – rozważaniami uwięzionej,
dorosłej Jane. Gdyby zamiast czasu teraźniejszego użyć czasu przeszłego,
traktując fragmenty przedstawiane przez Jane nie jako relację „tu i teraz” lecz
jako retrospekcję, opowieść młodej kobiety stojącej u progu śmierci, tego zgrzytu by nie było.
Właściwie jest to jedyne zastrzeżenie jakie mam do tej
książki. Poza tym drobnym zgrzytem
wrażenia z lektury mam jak najbardziej pozytywne. Co więcej planuję dalszą przygodę
z twórczością Alison Weir – następna książka już czeka na swoją kolej, a to chyba najlepsza
rekomendacja.
O nie, jeśli o Polityce, przez duże P to ja podziękuję. Nie lubię czytać politycznych książek, brr.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
W takim razie ostrzegłam Cię :)
Usuń