PRZYPADKI HRABIEGO ROSTOWA
Tytuł: Dżentelmen w Moskwie
Autor: Amor Towles
Tłumacz: Anna Gralak
Wydawca: Znak literanova 2017
Stron: 560
ISBN: 978-83-240-3753-7
Gdybym miała jednym słowem określić książkę Amora
Towlesa „Dżentelmen w Moskwie” bez wahania użyłabym słowa „urocza”. Gdyby pozwolono
mi myśl rozwinąć, dodałabym „wyśmienita”, „świetnie napisana”, „niezwykle
inteligentna”, „wciągająca”. To mocny
kandydat do miana najciekawszej książki roku (oczywiście, w moim, prywatnym
rankingu).
„Dżentelmen w Moskwie”
jest jak ogr (a ogry, jak wiadomo, są jak cebula) – ma warstwy. Pierwsza
warstwa jest cieniutka, delikatna i błyszcząca. To bezpretensjonalna opowieść o
ekscentrycznym, rosyjskim, arystokracie uwięzionym przez dziesięciolecia w
moskiewskim hotelu „Metropol”. Drobne
historie, wydarzenia dnia powszedniego, opowiedziane
lekko i z wdziękiem. Idealnie wyważone połączenie subtelnego humoru z lekką
nutką nostalgicznego smuteczku. Nic na pozór nieznaczące epizody, które w
dłuższej perspektywie okazują się momentami przełomowymi i wydarzenia
wstrząsające, które, wbrew obawom lub oczekiwaniom, nic nie zmieniają. Zdarzenia
brzemienne w skutki i takie, które na nic nie wpłynęły. Historie zazębiaj się,
przeplatają, jak to w życiu. Niby nie ma wyraźnej linii fabularnej, nie ma
zagadki, nie ma intrygi, a jednak nie sposób się od książki oderwać.
Warstwa druga, głębsza,
to próba ukazania przemian zachodzących w porewolucyjnej Rosji. Temat teoretyczni
powszechnie znany, wyeksploatowany do bólu w literaturze, teatrze i filmie, a
jednak przedstawiony w sposób inny niż zwykle. Bez zadęcia, bez patosu, bez
nadmiernego ideologizowania. Zazwyczaj, gdy pisarz bierze na warsztat historię
Rosji to albo uderza w tragiczne tony (skądinąd nie bez powodu), albo decyduje
się na ostrą satyrę, często niebezpiecznie zbliżoną do farsy. Towles podszedł
do tematu zupełnie inaczej – pokazał moskiewską rzeczywistość z perspektywy szeregowego
obywatela, zwykłego człowieka – jednego z tysięcy. No dobrze, może nie do końca
zwykłego. Główny bohater, tak jak wielu z nas, żyje w świecie gwałtownych
przemian, widzi zdarzenia zmieniające świat, ale jednak stoi nieco z boku. Tak
właśnie jest w prawdziwym życiu. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że
coś, co dla nas jest tylko codziennością, kolejnym drobnym wydarzeniami w
paśmie normalnych, szarych dni, za kilka lat trafi do podręczników historii.
Warstwa trzecia,
najgłębsza, ale i najsmakowitsza, to opowieść o ludzkiej kondycji, o życiu w
zgodzie z samym sobą i o odwadze dnia codziennego. Odwadze stawiania czoła
niedogodnościom, przeszkodom, i rozczarowaniom. Odwadze pozostania sobą bez
względu na okoliczności. Opowieść o umiejętności przetrwania i dostosowania się
bez zdradzania ideałów. W trudnych czasach trzeba się niekiedy ugiąć, ale ważne
by przy tym nie dać się złamać. Bohater zamknięty w ograniczonej przestrzeni, straciwszy
wszystko co stanowiło treść jego życia: majątek, rodzinę, tradycję, nie poddaje
się. Rozumie, że to co najważniejsze nie znajduje się na zewnątrz lecz w nas
samych. Jak długo pozostaniemy wierni samym sobie, jak długo będziemy postępować
zgodnie z zasadami, w które wierzymy, tak długo życie ma sens. Każde ludzkie
istnienie ma jakiś nadrzędny cel – trzeba go tylko umieć znaleźć.
Jedną rzecz trzeba
powiedzieć jasno: „Dżentelmen w Moskwie” to książka przeznaczona dla miłośników
literatury refleksyjnej, pełnej subtelnego humor i ukrytych znaczeń. Poszukiwacze sensacji, szybkiego tempa, pościgów,
nagłych zwrotów akcji i rubasznych dowcipów raczej nie będą zachwyceni. To nie
jest zarzut, a jedynie stwierdzenie faktu. Każda powieść jest skierowana do
określonej grupy osób – nie da się dogodzić wszystkim.
A teraz, gdy się już
nazachwyacałam do oporu, muszę wspomnieć o pewnym małym zgrzycie, zaburzającym
obraz książki idealnej. Chodzi o tłumaczenie rosyjskiego nazewnictwa. Mam
wrażenie, graniczące z pewnością, że przy tłumaczeniu z angielskiego liczba transformacji (rosyjski ->
angielski -> polski) zmieniała nieszczęsne nazwy nie do poznania. O ile terminy historyczne jako-tako się wybroniły, o tyle nazwy miejsc: ulic,
rzek, placów, itd. zostały zniekształcone w sposób z lekka groteskowy.
Młodszemu czytelnikowi, któremu bliżej do kultury amerykańskiej niż rosyjskiej,
nie będzie to być może zbytnio
przeszkadzać, ale osoby znające Moskwę lub lepiej zorientowane w rosyjskiej
kulturze mogą nie być zachwycone. A przecież to akurat można było dość łatwo
zweryfikować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz