Tytuł: Europa jest kobietą. Romanse i miłości sławnych Europejek
Autor: Iwona Kienzler
Wydawca:Bellona
Data wydania: 2014-03-27
Liczba stron:312
ISBN: 978-83-11-13150-7
Gdy wydawnictwo cechujące się chociażby
szczątkowym profesjonalizmem podejmuje decyzję o publikacji tej czy innej
książki, zaczyna zazwyczaj od określenia grupy docelowej, czyli mówiąc po
polsku, szuka odpowiedzi na pytanie dla kogo pozycja ta jest przeznaczona. Na
tej podstawie rozstrzyga szereg mniej lub bardziej ważnych kwestii. Począwszy
od podstawowej – czy w ogóle warto wchodzić w ten interes, poprzez wybór
strategii marketingowej, aż po projekt okładki (to ostatnie zagadnienie wcale
nie jest takie błahe, jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać).
W przypadku książek popularno-naukowych,
pytanie „do kogo adresowana jest ta książka” pada (przynajmniej metaforycznie) znacznie
wcześniej. Stawia je autor sam sobie zanim napisze chociażby pierwsze słowo. A
przynajmniej powinien je sobie postawić. Wszak inaczej pisze się pozycje skierowane do pasjonatów lub znawców tematu, inaczej książki przeznaczone dla szerokiego kręgu odbiorców, niespecjalnie obeznanych z
tematem.
W pierwszym przypadku nadrzędne
znaczenie ma dobór omawianych zagadnień. Dobrze jest pominąć tematy podstawowe, gdyż
rozwodzenie się nad dobrze znanymi faktami znudzi, a może nawet wręcz zniechęci, czytelnika. W przypadku
drugim należy postępować dokładnie odwrotnie - wskazane jest całościowe naświetlenie tematu, tak by osoba
stawiająca pierwsze kroki w danej dziedzinie nie pogubiła się w gąszczu informacji.
Należy przy tym pamiętać, że książka popularno-naukowa to nie podręcznik.
Oprócz rzetelnej zawartości
merytorycznej powinna mieć także ciekawą, wciągającą formę.
Po przeczytaniu pierwszych kilkunastu
stron pracy Iwony Kienzler „Europa jest kobietą” pojęłam, że ani wydawca, ani
autorka pytania takiego sobie nie postawili. Stylowa okładka oraz podtytuł
„Romanse i miłości sławnych Europejek” sugerowały nieznane ciekawostki z życia
znanych kobiet. W przeświadczeniu tym
utwierdził mnie tekst na czwartej stronie okładki, zwany coraz częściej z
angielska blurbem. Tyle o
oczekiwaniach, a co naprawdę znalazłam w środku?
Publikację z pewnością
przygotowano starannie. Autorka rzetelnie przestudiowała zagadnienie, wszystkie
przytaczane fakty mają oparcie w materiałach źródłowych lub uznanych
opracowaniach. Na kartach książki nie znajdziemy żadnych domysłów ani
spekulacji. To oczywiście dobrze, ale… Sęk w tym, że osoba interesująca się
historią nie znajdzie w książce „Europa jest kobietą” nic, o czym by wcześniej
nie wiedziała. Nie dokonano też żadnej, chociażby pobieżnej eliminacji
zgromadzonego materiału, nie podjęto najmniejszej próby pogłębienia wybranych
zagadnień. W efekcie powstał szereg króciutkich esejów, płytkich niczym kałuża
po trzydniowym upale. Jeśli dodać do tego suchy, podręcznikowy styl autorki,
otrzymujemy coś w rodzaju bryku dla gimnazjalistów. Po zakończeniu lektury pomyślałam, że książka
przypomina mi jako żywo japońską wycieczkę „sto miast w pięć dni”. Rzecz
zapowiada się ciekawie, a w rzeczywistości męczy i nudzi.
„Europa jest kobietą” nie pełni ani
funkcji popularyzatorskiej, ani edukacyjnej. Pozbawiony polotu, telegraficzny styl raczej nie urzeknie osoby nie
zainteresowanej tematem. Mógłby odpowiadać czytelnikowi, który już łyknął
bakcyla historii i chce poszerzyć wiedzę, ale ktoś, kto nie zna faktów
przedstawionych w opracowaniu, prawdopodobnie z historią miał niewiele do
czynienia. A może jestem ofiarą „starej szkoły”, przykładającej ogromną wagę do
wiedzy ogólnej i to, co dla mnie i dla moich rówieśników jest oczywiste, dla
czytelników nieco młodszych wcale oczywiste nie jest?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz