INWSTYGATORA KRÓLEWSKIEGO PRZYGÓD CIĄG DALSZY
Tytuł: Kacper Ryx i król przeklęty
Autor: Mariusz Wollny
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2012-02-29
ISBN: 978-83-7515-233-3
Liczba stron: 658
Pierwszy tom cyklu Mariusza Wollnego o przygodach Kacpra Ryxa, zatytułowany po prostu „Kacper Ryx”, mimo pewnych wad wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. (Pisałam na ten temat tutaj). Nic więc dziwnego, że z radością i nadzieją sięgnęłam po tom drugi – „Kacper Ryx i król przeklęty”. Nawiązanie do słynnego cyklu Druona nie jest przypadkowe. Akcja dzieje się za czasów Henryka Walezego, władcy pochodzącego z rodu królów przeklętych do trzynastego pokolenia przez Wielkiego Mistrza Templariuszy.
Mam pewien kłopot z czytaniem cykli. Gdy kolejne części są do siebie zbyt podobne, zaczyna wiać nudą, ale gdy zbytnio różnią się od siebie, też narzekam, bo nie tego wszak się spodziewałam. „Kacper Ryx i król przeklęty” to przypadek drugi. Książka nie jest zła, ale niezupełnie tego oczekiwałam. Odmienność drugiego tomu można dostrzec na wielu płaszczyznach – tych mniej i bardziej oczywistych.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to znacznie większa objętość. Dodatkowe sto stron to nie w kij dmuchał. Choć ta akurat różnica jest powierzchowna i niezbyt istotna. Ani to zmiana na plus, ani na minus.
Rzecz druga, znacznie poważniejsza, to zmiana w psychice bohatera. Trochę nam się Ryx przez te kilka lat zestarzał, zmądrzał, wydoroślał i do tego zakochał nieszczęśliwie. Wiem, że istnieją czytelnicy alergicznie reagujący na wątki miłosne w książkach przygodowych. Nie mam aż tak ekstremalnych poglądów, ba!, czasami nawet czytuję romanse (ze szczególnym uwzględnieniem mojej ukochane Jane Austen). Rozumiem też, że z upływem czasu bohater musi się rozwijać (nawet wieczny chłopiec James Bond jakoś nam ostatnimi czasy wydoroślał), ale zakochanego Ryxa nie kupiłam. Wolałam szaławiłę z pierwszego tomu. Zmiana na lekki minus.
Rzecz trzecia, tło historyczne. Tu uczucia mam najbardziej ambiwalentne. W tomie pierwszym urzekły mnie wtrącane tu i tam, niejako od niechcenia, anegdotki historyczne (często bardzo luźno, albo i wcale nie związane z treścią). W tomie drugim tło historyczne bardziej zrosło się z akcją. Autor roztacza przed nami szeroką panoramę życia w ówczesnej Polsce. O ile ciekawostki z tomu pierwszego w większości znałam (ale i tak z przyjemnością je sobie przypomniałam), o tyle z tomu drugiego dowiedziałam się kilku nowych rzeczy, szczególnie na temat życia w Akademii Krakowskiej. Niestety, odniosłam wrażenie, że chwilami autora zbyt ponosił entuzjazm i niejeden fragment książki zamiast pełną lekkości opowieścią jest przyciężkawym wykładem. I tak, zmianę oceniam na plus za wartości poznawcze i na minus za mniej atrakcyjną formę.
Punkt czwarty. Fabuła. O ile tom pierwszy opierał się w znacznej mierze na rozwiązywaniu zagadki (czyli na tym, co lubię najbardziej), o tyle tom drugi zdryfował w stronę powieści awanturniczo-sensacyjnej. Mniej tu pracy detektywa, więcej biegania i bijatyki. W zależności od indywidualnych preferencji czytelnika może to być zmiana albo na plus, albo na minus.
Jeśli już o fabule mowa. Jeden fragment zniesmaczył mnie okrutnie. Odniosłam wrażenie, że został niemal żywcem przepisany z „Szatana z siódmej klasy”. Faktem jest, że to nie Makuszyński wymyślił legendę o mędrcu z Buchary i jego ośle, trudno więc mówić o plagiacie, ale uważam, że takie zapożyczenie było zupełnie niepotrzebne. Zgrzytnęło mi niczym skorupa od orzecha w cieście z bakaliami. Da się z tym żyć, ale niesmak pozostaje.
A jeśli już o zgrzytaniu mowa... Nie wiem, czy to przeoczenie redakcji, czy tylko mi sie trafił egzemplarz z błędem składu, ale dostrzegłam rzecz zabawną. Kolejne części noszą tytuły - daty. Coś w rodzaju "Kwiecień 1573". Rozwiązanie dość popularne, ułatwiające czytelnikowi umiejscowić kolejne wydarzania w czasie. Tylko że zgodnie z tytułami, Boże Narodzenie wypadło jakoś na przełomie marca i kwietnia. Wiem, że kalendarz liturgiczny zmieniał się na przestrzeni lat, ale nie sądzę, by aż tak.
Tradycyjnie czas na podsumowanie. "Kacper Ryx" ustawił poprzeczkę bardzo wysoko. "Kacper Ryx i król przeklęty” podobał mi się nieco mniej niż część poprzednia (ale tylko ociupinkę), głównie ze względu na brak lekkości, która tak mnie urzekła w pierwszym tomie. Tym niemniej wciąż jest książką niezłą, a ja z pewnością za czas jakiś przeczytam tom trzeci.
Autor: Mariusz Wollny
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2012-02-29
ISBN: 978-83-7515-233-3
Liczba stron: 658
Pierwszy tom cyklu Mariusza Wollnego o przygodach Kacpra Ryxa, zatytułowany po prostu „Kacper Ryx”, mimo pewnych wad wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. (Pisałam na ten temat tutaj). Nic więc dziwnego, że z radością i nadzieją sięgnęłam po tom drugi – „Kacper Ryx i król przeklęty”. Nawiązanie do słynnego cyklu Druona nie jest przypadkowe. Akcja dzieje się za czasów Henryka Walezego, władcy pochodzącego z rodu królów przeklętych do trzynastego pokolenia przez Wielkiego Mistrza Templariuszy.
Mam pewien kłopot z czytaniem cykli. Gdy kolejne części są do siebie zbyt podobne, zaczyna wiać nudą, ale gdy zbytnio różnią się od siebie, też narzekam, bo nie tego wszak się spodziewałam. „Kacper Ryx i król przeklęty” to przypadek drugi. Książka nie jest zła, ale niezupełnie tego oczekiwałam. Odmienność drugiego tomu można dostrzec na wielu płaszczyznach – tych mniej i bardziej oczywistych.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to znacznie większa objętość. Dodatkowe sto stron to nie w kij dmuchał. Choć ta akurat różnica jest powierzchowna i niezbyt istotna. Ani to zmiana na plus, ani na minus.
Rzecz druga, znacznie poważniejsza, to zmiana w psychice bohatera. Trochę nam się Ryx przez te kilka lat zestarzał, zmądrzał, wydoroślał i do tego zakochał nieszczęśliwie. Wiem, że istnieją czytelnicy alergicznie reagujący na wątki miłosne w książkach przygodowych. Nie mam aż tak ekstremalnych poglądów, ba!, czasami nawet czytuję romanse (ze szczególnym uwzględnieniem mojej ukochane Jane Austen). Rozumiem też, że z upływem czasu bohater musi się rozwijać (nawet wieczny chłopiec James Bond jakoś nam ostatnimi czasy wydoroślał), ale zakochanego Ryxa nie kupiłam. Wolałam szaławiłę z pierwszego tomu. Zmiana na lekki minus.
Rzecz trzecia, tło historyczne. Tu uczucia mam najbardziej ambiwalentne. W tomie pierwszym urzekły mnie wtrącane tu i tam, niejako od niechcenia, anegdotki historyczne (często bardzo luźno, albo i wcale nie związane z treścią). W tomie drugim tło historyczne bardziej zrosło się z akcją. Autor roztacza przed nami szeroką panoramę życia w ówczesnej Polsce. O ile ciekawostki z tomu pierwszego w większości znałam (ale i tak z przyjemnością je sobie przypomniałam), o tyle z tomu drugiego dowiedziałam się kilku nowych rzeczy, szczególnie na temat życia w Akademii Krakowskiej. Niestety, odniosłam wrażenie, że chwilami autora zbyt ponosił entuzjazm i niejeden fragment książki zamiast pełną lekkości opowieścią jest przyciężkawym wykładem. I tak, zmianę oceniam na plus za wartości poznawcze i na minus za mniej atrakcyjną formę.
Punkt czwarty. Fabuła. O ile tom pierwszy opierał się w znacznej mierze na rozwiązywaniu zagadki (czyli na tym, co lubię najbardziej), o tyle tom drugi zdryfował w stronę powieści awanturniczo-sensacyjnej. Mniej tu pracy detektywa, więcej biegania i bijatyki. W zależności od indywidualnych preferencji czytelnika może to być zmiana albo na plus, albo na minus.
Jeśli już o fabule mowa. Jeden fragment zniesmaczył mnie okrutnie. Odniosłam wrażenie, że został niemal żywcem przepisany z „Szatana z siódmej klasy”. Faktem jest, że to nie Makuszyński wymyślił legendę o mędrcu z Buchary i jego ośle, trudno więc mówić o plagiacie, ale uważam, że takie zapożyczenie było zupełnie niepotrzebne. Zgrzytnęło mi niczym skorupa od orzecha w cieście z bakaliami. Da się z tym żyć, ale niesmak pozostaje.
A jeśli już o zgrzytaniu mowa... Nie wiem, czy to przeoczenie redakcji, czy tylko mi sie trafił egzemplarz z błędem składu, ale dostrzegłam rzecz zabawną. Kolejne części noszą tytuły - daty. Coś w rodzaju "Kwiecień 1573". Rozwiązanie dość popularne, ułatwiające czytelnikowi umiejscowić kolejne wydarzania w czasie. Tylko że zgodnie z tytułami, Boże Narodzenie wypadło jakoś na przełomie marca i kwietnia. Wiem, że kalendarz liturgiczny zmieniał się na przestrzeni lat, ale nie sądzę, by aż tak.
Tradycyjnie czas na podsumowanie. "Kacper Ryx" ustawił poprzeczkę bardzo wysoko. "Kacper Ryx i król przeklęty” podobał mi się nieco mniej niż część poprzednia (ale tylko ociupinkę), głównie ze względu na brak lekkości, która tak mnie urzekła w pierwszym tomie. Tym niemniej wciąż jest książką niezłą, a ja z pewnością za czas jakiś przeczytam tom trzeci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz