WARSZAWA LAT 50.
Tytuł: Zły
Autor: Leopold Tyrmand
Wydawca: Czytelnik
Data wydania: 1990
Liczba stron: 656
Chodził za mną ten „Zły” Tyrmanda, chodził i nijak nie
chciał się odczepić. A tu jak na złość, stary, rozsypujący się od zaczytania
egzemplarz zaginął gdzieś w trakcie jednej z niezliczonych przeprowadzek (nie
bardzo już wiadomo której), w księgarni nie uświadczysz, w sklepach
internetowych niby jest, ale po złożeniu zamówienia uprzejmy komunikat „Produkt
chwilowo niedostępny” albo „Nakład wyczerpany” tylko jeszcze bardziej psuje
humor. Ech, ciężkie jest życie czytelnika… Na odsiecz przyszła mi, niezawodna, jak
zwykle, biblioteka. Zapisałam się w systemie „Mateusz” (kto nie zna, niech
żałuje!) i po jakimś czasie nadszedł mail Książka Leopold Tyrmand „Zły” została dla
Pani zarezerwowana. Na odbiór pozycji ma Pani 7 dni. Hura!
I tak oto, z pewnym drżeniem (czy aby na pewno spodoba mi
się tak samo jak ćwierć wieku temu?) przystąpiłam do lektury. Obawy okazały się
płonne. Książkę wciągnęła mnie tak samo jak niegdyś, choć tym razem dostrzegłam
zupełnie co innego. Ale po kolei.
Są książki, których rekomendować nie trzeba, bo to tak jakby
turystom w Krakowie „rekomendować” Wawel, a recenzować nie uchodzi, gdyż byłoby
to równie żenujące jak wyścig zwycięzcy igrzysk gminnych w Pikutkowie Dolnym z Usainem
Boltem. Jeśli jakaś książka zasługuje na miano kultowej (choć słowo to mocno
się przez ostatnie dziesięciolecia zdewaluowało), to jest to niewątpliwi „Zły”
Tyrmanda, chociaż, żeby to zrozumieć musiałam nieco dorosnąć. Gdy po raz
pierwszy czytałam „Złego” potraktowałam go jako powieść kryminalną. Parłam do
przodu, żeby dowiedzieć się kim jest tytułowy Zły, czy śledztwo dziennikarskie
redaktora Kolanko zakończy się sukcesem, czy Marta zaręczy się z Halskim, czy
może wyjdzie za Zenka. Jednym słowem akcja gnała, a ja pędziłam za nią.
Dopiero teraz, po latach, gdy wiem już „co będzie dalej”
przeczytałam „Złego” tak, jak go czytać należy: nieśpieszne, zagłębiając się
barwny świat Warszawy lat pięćdziesiątych. Tej Warszawy, której już nie ma, a
której słabe echa dotarły do czasów mojego dzieciństwa. W moim odczuciu, stolica lat 50. jest w w przebogatej galerii postaci "Złego" równoprawnym bohaterem .
Lektura obowiązkowa! Swoją drogą ciekawe, dlaczego książka
nie weszła do kanonu szkolnego. Choć z drugiej strony może to i lepiej? Nic nie
potrafi tak obrzydzić najlepszej książki, jak słynne „Co autor chciał przez to
powiedzieć?”.
Moja ocena: 10/10Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle
Bardzo ciekawa recenzja:) Ja od kilku tygodni czaję się na tę książkę i czaję, zastanawiając, czy aby na pewno warto po nią sięgnąć... Jednak po tej recenzji widzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńNie będziesz żałować!
OdpowiedzUsuń